niedziela, 27 marca 2016

Wesołego Alleluja, sprawy organizacyjne i kiedy nowy post.

Witam serdecznie!
W tym poście pragnę złożyć Wam, moim czytelnikom, przyjaciołom, oraz pozostałym dużo radości, miłości, świąt rodzinnych i bezproblemowych. I przede wszystkim chcę Wam życzyć sporo cierpliwości co do oczekiwania na nowy rozdział. Powinnam opublikować go już jutro, jednak jestem dopiero w połowie. Dodatkowo jestem poza domem i wracam dopiero jutro wieczorem. Jeżeli uda mi się dokończyć rozdział dzisiaj, jutro opublikuję go jeśli tylko starczy mi czasu i siły po dwugodzinnej podróży. Życzcie mi, abym wysiliła swe szare komóreczki i wzięła się do roboty!

Wesołego Alleluja!
Marysia.

poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział II - 'Skryte emocje'.

- Wiodłam spokojne życie, z dala od problemów czy trosk. - rozpoczęła swą wypowiedź Alice, siadając wygodnie w ciemnobrązowym fotelu, tuż na przeciw Sherlocka Holmesa. - Swojego ojca nie potrafię sobie przypomnieć, tak naprawdę...

- Dobrze, przejdźmy do rzeczy. - przerwał jej Holmes, wyraźnie zniecierpliwiony. - Nie interesują mnie takie błahostki.

Dziewczyna popatrzyła uważnie na mężczyznę, marszcząc przy tym czoło ze złością, poirytowaniem.
- A kim Ty w ogóle jesteś, hm? Po co przyszłam tu prośbą o pomoc, skoro nie interesuje Cię moja historia? Nic mnie tu siłą nie trzyma. - szepnęła z obojętnością na twarzy.

- Zwę się Sherlock Holmes. Ach, pamiętaj proszę odważna damo, aby zwracać się do takich osób jak ja z nieco większym szacunkiem. Jestem jedynym na świecie detektywem doradczym. - powiedział powoli mężczyzna, bez żadnych emocji.

- 'Detektyw doradczy'? - powtórzyła z zadziwieniem dziewczyna.

- Sam wymyśliłem te zajęcie. Dlatego nie ma drugiej takiej osoby na świecie, jaką jestem ja. Kiedy policja sobie nie radzi, czyli zawsze, wzywają mnie. Są ślepi... na tak istotne rzeczy. Dlatego właśnie mnie potrzebują. Ludzie to otwarte księgi, ale trzeba umieć z nich czytać.

Dziewczyna popatrzyła z uwagą na owego detektywa. Prawda, wyglądał na człowieka dosyć inteligentnego, tyle, że coś... nie dało Alice spokoju. Czemuż Sherlock Holmes wyglądał na mężczyznę skrytego w sobie, nie ujawniającego swych odczuć? Skryte emocje?
- Rzeczywiście... - szepnęła. - Ludzie to otwarte księgi.

Holmes zmarszczył podejrzliwie brwi, spoglądając na dziewczynę pytająco. Po chwili jednak domyślił się jakie były intencje tejże nastolatki i popatrzył w ciemne podłoże, biorąc głęboki oddech.
- Może wrócimy do Twojej opowieści, Panno Baskerville.

No proszę! Nagle zainteresował się jej historią.
- A więc... - zaczęła Alice. - Nie pamiętam niczego sprzed... ja wiem? 7 roku życia? To z pewnością nie należy do normalnych zachowań. Mama starała się jak tylko mogła, jednak moja pamięć nie wraca. A teraz. Została... mama... została postrzelona. - głos dziewczyny zaczął się łamać. Wbiła wzrok w ziemię. - Nie przeżyła tego.

- Co powiedziała policja? - Sherlock wyciągnął się wygodnie w fotelu.

- Po prostu... zamknęli dochodzenie. Twierdzą, iż nie ma szans, aby odnaleźć zabójcę. Egoiści. Ale ja chcę dowiedzieć się... Kto tego dokonał. Nie dla zemsty. Co ja jedna potrafię zrobić? Po prostu chcę... - dziewczyna popatrzyła na Holmesa, starając się nie ulec łzom. Lekko się uśmiechnęła z życzliwością, nie przerywając wypowiedzi. - A me zaginione wspomnienia? To pewnie zupełnie odrębna sprawa, ale mimo to, ważna dla mnie. Błagam, pomó... Niech Pan mi pomoże, Panie Holmes.

Sherlock Holmes wstał powoli z komfortowego fotela i podszedł do okna, oglądając w ciszy i skupieniu serce Anglii, Londyn. Kilka czarnych taksówek właśnie przejechało przez ulicę Baker Street udając się tuż w stronę Oxford. Alice również podeszła do detektywa, zastanawiając się, o czym główkuje.
- Myślę. - odparł krótko, nadal wpatrując się w tętniące miasto. Po chwili zapytał. - Panno Baskerville, zatrzymasz się tymczasowo u Pani Hudson, niech zgadnę?

- Jak Pan to...? - źrenice się jej powiększyły. - Z resztą oczywiste. Proszę mi wybaczyć, jednakże powieki mi się przymykają. Dobrej nocy. - Alice opuściła owy pokój, udając się do Pani Hudson.


***
- Sherlocku? - do pokoju wszedł dorosły mężczyzna, o krótkich, blond włosach, ubrany w szary sweter. - Wybacz, że wracam tak późno. Dużo pracy w szpitalu...

- Och, witaj, John. Jak tam romantyczny wieczór z Twoją partnerką, Sarą? - Sherlock odpowiedział nie odrywając wzroku wielkiej, grubej księgi. Sherlock jak zwykle, niczym Pan Puenta.

- Jak...ty...to? Z resztą nieważne. - szepnął John Watson i usiadł wygodnie obok detektywa doradczego, pytając się, czy doszła jakaś nowa, interesująca sprawa.

- Alice Baskerville. - odparł krótko Holmes i przymknął oczy, próbując w spokoju i skupieniu pomyśleć. Nie słuchając już w zupełności słów przyjaciela, chwycił za czarny, niewielki futerał. Sherlock wyjął z niego drewniane, lśniące skrzypce i zaczął grać na owym instrumencie, odizolowując się zupełnie od reszty świata.

***
Alice obudziła się w środku nocy, wyrywając się z przerażającego koszmaru sennego. Przetarła swój zimny i mokry od łez policzek i schowała twarz w dłoniach, pod wpływem lęku, jak i rozpaczy. Brakowało jej ukochanej matki. Matki, której mogła wyżalić się ze wszelkich trosk. 16-letnia dziewczyna nie była w stanie poradzić sobie z tą koszmarną żałobą. Dziewczyna nie potrafiąc dłużej już wytrzymać w tej mrożącej krew w żyłach ciemności, zapaliła lampkę przy łóżku. Dokładnie wtedy, tuż obok posłania dostrzegła niewielką, białą kopertę. Jako, iż Alice zazwyczaj zachowywała wszelką ostrożność, wpierw obeszła z uwagą i dokładnością cały owy pokój. Założyła na ramiona beżowy, cieplutki sweter i ubrała miłe w dotyku kapcie. Nachyliła się powoli nad tajemniczą kopertą i otworzyła ją. Zawartością okazał się malutki liścik, napisany drukowanymi literami.

'JUŻ NIEDŁUGO, UMRZESZ JAK TWOJA MAMUSIA. M'

Alice pobladła na twarzy, źrenice jej maksymalnie się powiększyły. Odgarnęła kasztanowe, długie kosmyki włosów, które opadały jej dobrowolnie na lico i powoli zasiadła na posłaniu, z bezradnością i bezsilnością. Przeczucie mówiło jej, iż nie powinna pozostać w tym pokoju ani chwili dłużej, jeżeli pragnęła chwilę nacieszyć się życiem. Opuściła zatem te oto pomieszczenie, z tajemniczym listem w ręku. Udała się tuż do kuchni, w której parę godzin temu Pani Hudson podała jej ciepłą herbatę. Kobieta spała niczym zabita, a więc nie było mowy aby poprosić ją o jakąkolwiek pomoc. Nastolatka zaczerpnęła głęboki zapas tlenu do swych płuc, nie mając pojęcia, cóż uczynić. Wtem usłyszała przepiękną grę na skrzypcach. Pochodziła z górnego piętra... Czyżby to Sherlock Holmes? Już przed snem słyszała jakąś melodię, ale teraz połączyła ze sobą wszystkie fakty. Podczas rozmowy z detektywem ujrzała czarny futerał w rogu pokoju, kiedyś bowiem również grała na tymże instrumencie.
Spojrzała kątem oka na zegarek, który spoczywał na jej lewym nadgarstku. 3:03. To naprawdę dziwne, iż tamtej człowiek jeszcze nie spał. Bez pomysłu, udała się powoli po schodach na górę, zatrzymując się tuż przed dębowymi drzwiami do gabinetu Holmesa. Alice zapukała trzykrotnie, oczekując na jakikolwiek odzew. Jako, iż muzyka ucichła, a mężczyzna rzucił krótkie 'Wejść', Alice przekroczyła wejście do pokoju, wchodząc do środka. Sherlock Holmes stał przy oknie, tak jak wcześniej, tyle, że z drewnianym instrumentem w rękach. Jedynie mała lampka paliła się przy biurku, oraz ognień tlił się delikatnie w kominku, ogrzewając tak nieco owe pomieszczenie.

- Boże drogi, wybiła właśnie 3:00. - powiedział. - Mam nadzieję, że to coś naprawdę istotnego.

Alice bez słowa podeszła do mężczyzny i wręczyła mu do dłoni tajemniczy liścik, który otrzymała kilka chwil temu. Jej twarz jeszcze bardziej pobladła.
- Z...Znalazłam to tuż obok łóżka, gdy się obudziłam. - szepnęła. - Był w kopercie. Sprawdziłam, na szczęście nie była to bomba. Otworzyłam, i w środku ujrzałam tenże oto list.

Holmes przyjrzał się uważnie owemu skrawkowi papieru, uważnie biorąc go pod światło.
- 'M'? - szepnął do siebie.

wtorek, 15 marca 2016

Rozdział I - ‘Jesteś Alice?’.

Alice Baskerville była 16-letnią dziewczyną o bladej twarzyczce i podłużnych, kasztanowych puklach włosów. Źrenice jej nieustannie błyszczały niczym radosne iskierki, komponując się wręcz idealnie z rubinowym kolorem tęczówek. Dziewczyna ta wyglądała na okaz radości i szczęścia. Tak też bowiem, było. Rodzicielka Alice bardzo ją kochała i troskliwie się nią zajmowała.

- Alice! Wychodzę do pracy. - Irene Baskerville, matka dziewczyny uśmiechnęła się w stronę córki. Cmoknęła ją w policzek na pożegnanie i oznajmiła, iż wróci po południu.

Nastolatka zerknęła kątem oka na zegarek, który znajdował się na jej lewym nadgarstku. 7:04. Dopiero tak wcześnie... Pomimo tego, iż był weekend, Alice z pewnością pragnęła pójść do szkoły, a nie marnować zbytecznie czas w domu. Dziewczyna usadowiła się wygodnie w ciemnym, komfortowym fotelu i dobrowolnie przymknęła swe powieki, nieświadomie wpadając w objęcia Morfeusza. [...]
Alice powoli i flegmatycznie otworzyła oczy. Ktoś natarczywie pukał do drwi, przez co nastolatka wybudziła się z jakże błogiego snu. Dziewczyna ospale przetarła powieki, pragnąc ponownie zasnąć, jednakże nieznajomy osobnik nie ustępował. Alice gwałtownie zerwała się fotelu, albowiem owa sytuacja niezwykle ją poirytowała. Kątekm oka spojrzała na swój zegarek, a widząc bieżącą godzinę, o mało co nie dostała zawału serca. 17:05. Nie do wiary! Jakże można przespać cały dzień? Takie rzeczy chyba dzieją się tylko w fantastycznych powieściach i filmach... 16-latka zaczerpnęła głęboki zapas powietrza do płuc i otworzyła powoli drzwi, pragnąc aby nieznajomy człowiek zakończył natarczywe pukanie. Ujrzała przed sobą dwóch mężczyzn w średnim wieku, ubranych w policyjne mundury. Nastolatka spojrzała na nich pytająco, chcąc wreszcie dowiedzieć się skąd ta afera.

- Panna Alice Baskerville? - odezwał się po chwili jeden z policjantów, tonem niezwykle ponurym.
- Owszem, we własnej osobie. - Alice kiwnęła oznajmująco głową. - W czym mogę pomóc?
- Będzie lepiej... jeżeli pójdzie Pani z nami. Wszystko wyjaśnimy na miejscu. - odezwał się drugi męzczyzna, spoglądając o dziwo wprost na Alice takim wzrokiem, jakby pragnął złożyć jej z niewiadomego powodu kondolencje.
- Dobrze... - szepnęła nastolatka i włożyła na siebie zieloną, cieplutką kurtkę. Zamknęła drzwi od mieszkania po czym wsiadła posłusznie do radiowozu, spoglądając w milczeniu na widok za oknem. Londyn. Przepiękna metropolia. Dziewczyna uwielbiała to miejsce, wręcz uzależniona była od angielskiego powietrza, to było niczym jej część serca.

Po 10 minutach milczącej jazdy, policjanci zaparkowali tuż przed dobrze znanym jej miejscem. Scotland Yard. W głowie Alice roiło się multum pytań, dlaczegóż to została tu zawieziona. W szkole radziła sobie znakomicie, trzymała się z dala od wszelkich używek, bądź podejrzanych osób. Dziewczyna wyszła z samochodu i posłusznie udała się tuż za policjantami, który w milczeniu wprowadzili ją do środka budynku. Alice weszła ostatecznie do jakiegoś pokoju, wyglądało na czyjeś biuro, kogoś dosyć wysokiego z rangi. Ujrzała siedzącego na fotelu mężczyznę w średnim wieku. Blado się do niej uśmiechnął.

- A więc to ty jesteś Alice Baskerville. - wskazał dziewczynie miejsce na przeciw niego. - Siadaj. Nazywam się Greg Lestrade, jestem inspektorem policji. Zapewne zadajesz sobie pytania, dlaczego zostałaś tutaj przywieziona. Moje kondolencje... Pani matka, Irene Baskerville... Została znaleziona kilka godzin temu zamordowana.

Alice spojrzała się wprost na policjanta, lico jej znacznie pobladło, a źrenice rozszerzyły się od razu, ukazując przerażenie, jak i cierpienie. Wargi dziewczyny uchyliły się deliktanie, ale nie wypowiedziały ani jednej frazy. Zimna łza spłynęła po porcelanowym policzku nastolatki, pozostawiając po sobie mokry ślad na skraju zielonej kurtki.

- K... Kto... To zrobił? - zapytała nieco zachrypniętym głosem Alice.

- Bardzo mi przykro, ale śledztwo nie ukazuje niczego, co mogłoby nas naprowadzić do zabójcy... Sprawę musimy zamknąć, gdyż nic nie przyniosło rezultatu...

- Słucham...? - Alice aż wstała ze zszokowania. - Po Londynie grasuje teraz sobie morderca mojej rodzicielki, a Pan chce zamykać śledztwo?! To jakaś paranoja, a nie Scotland Yard!

- Panno Baskerville... Rozumiem w pełni Twój ból, ale proszę, abyś opanowała swe emocje. Mogę podać Ci coś na uspokojenie...- Lestrade odpowiedział.

- Pewnie, nafaszerujcie mnie jeszcze tabletkami! Scotland Yard to po prostu jakaś pomyłka, a nie policja. Żegnam! - krzyknęła Alice i podeszła do drzwi wyjściowych, z zamiarem opuszczenia sali.

- Proszę zaczekać! - inspektor podbiegł do dziewczyny. – My nie jesteśmy w stanie pomóc, ale myślę, że istnieje osoba, która podoła temu zadaniu. Proszę odwiedzić Baker Street 221 B. Pana Sherlocka Holmesa. [...]

Alice Baskerville opuściła budynek Scotland Yardu, cała zmęczona i spłakana. Straciła jedyną osobę, która istniała w jej życiu, a dodatkowo policja wcale się tym nie przejęła i pozwala bezkarnie grasować jakiemuś mordercy po Londynie. To smutne i niesamowicie przytłaczające. Ale czy posłuchać rady tamtego inspektora? Udać się na Baker Street? Pytanie - po co? Kim jest Sherlock Holmes?
Dziewczyna wsiadła do czarnej taksówki, typowo Brytyjskiej i pojechała wprost na ową ulicę. Zapłaciła kilka funtów kierowcy, a następnie z grobową miną stanęła pod dębowymi drzwiami z napisem ‘221 B’. Wzięła głęboki oddech i zadzwoniła do drzwi. Dochodziła już 21.00 i przez chwilę nastolatka wahała się, czy aby to na pewno jest dobry czas na wizytę. Ale nie była w stanie dłużej czekać. Po chwili drzwi uchyliły się i Alice ujrzała staruszkę w średnim wieku, uśmiechnięta najwidoczniej na widok dziewczyny. Chwila. Alice skądś kojarzyła tą twarz...

- Pani Hudson...? - zapytała cichym, nieśmiałym głosem, jednakże w głębi serca radosnym. Ta kobieta przyjaźniła się z jej zmarłą mamą, Irene. P. Hudson objęła czule Alice z szerokim, serdecznym uśmiechem. [...]

- Najwidoczniej nie masz o tym pojęcia... Mama... Nie żyje. - szepnęła nastolatka, siadając na krześle. P. Hudson właśnie podawała jej herbatę, a na wskutek usłyszanych wiadomości wypuściła ją z rąk. Filiżanka potłukła się na drobne kawałeczki, drobne niczym popiół. Alice widząc to, zamknęła oczy i uroniła kolejną łzę.

- Alice... Dziecko drogie, nie płacz... Możesz na jakiś czas zostać tutaj, dopóki nie ochłoniesz.

- P. Hudson, bardzo dziękuję... - szepnęła Baskerville.

Wtem do kuchni wszedł jakiś mężczyzna, mniej więcej 30-paro latek. Był niesamowicie blady, o czarnych, gęstych, nieco kręconych włosach. Założony miał na sobie charakterytyczny czarny płaszcz i granatowy szalik. Wbił wzrok uważnie wpierw na zapłakaną Alice, potem na P. Hudson.

- Pani Hudson, nie wiesz gdzie wyszedł John? - zapytał owy mężczyzna, mimo wszystko nie odrywając wzroku od zapłakanej nastolatki. Zmierzył ją dokładnie wzrokiem.

- Sherlocku, nie mam pojęcia... A właśnie. Poznajcie się. Alice, to Sherlock Holmes. Sherlocku, to Alice Baskerville. - uśmiechnęła się pogodnie starsza kobieta.

Usłyszawszy imię ‘Sherlock’, dziewczyna zeskoczyła z dębowego krzesła i podeszła powoli do mężczyzny. Ten jednak bez ani jednego słowa dalej na nią patrzył.

- Panie Holmes, błagam, proszę mi pomóc. Tylko Pan może mi pomóc... - Alice Baskerville popatrzyła błagalnie na owego mężczyznę.

Sherlock Holmes przez chwilę jeszcze wpatrywał się w tą dziewczynę, po czym lekko uśmiechnął się pod nosem. Klient. 
- Jesteś Alice? - zapytał Sherlock. Uśmiechnął się po raz kolejny. - Zapraszam zatem na górę, i wysłucham cóż masz mi do opowiedzenia!