wtorek, 15 marca 2016

Rozdział I - ‘Jesteś Alice?’.

Alice Baskerville była 16-letnią dziewczyną o bladej twarzyczce i podłużnych, kasztanowych puklach włosów. Źrenice jej nieustannie błyszczały niczym radosne iskierki, komponując się wręcz idealnie z rubinowym kolorem tęczówek. Dziewczyna ta wyglądała na okaz radości i szczęścia. Tak też bowiem, było. Rodzicielka Alice bardzo ją kochała i troskliwie się nią zajmowała.

- Alice! Wychodzę do pracy. - Irene Baskerville, matka dziewczyny uśmiechnęła się w stronę córki. Cmoknęła ją w policzek na pożegnanie i oznajmiła, iż wróci po południu.

Nastolatka zerknęła kątem oka na zegarek, który znajdował się na jej lewym nadgarstku. 7:04. Dopiero tak wcześnie... Pomimo tego, iż był weekend, Alice z pewnością pragnęła pójść do szkoły, a nie marnować zbytecznie czas w domu. Dziewczyna usadowiła się wygodnie w ciemnym, komfortowym fotelu i dobrowolnie przymknęła swe powieki, nieświadomie wpadając w objęcia Morfeusza. [...]
Alice powoli i flegmatycznie otworzyła oczy. Ktoś natarczywie pukał do drwi, przez co nastolatka wybudziła się z jakże błogiego snu. Dziewczyna ospale przetarła powieki, pragnąc ponownie zasnąć, jednakże nieznajomy osobnik nie ustępował. Alice gwałtownie zerwała się fotelu, albowiem owa sytuacja niezwykle ją poirytowała. Kątekm oka spojrzała na swój zegarek, a widząc bieżącą godzinę, o mało co nie dostała zawału serca. 17:05. Nie do wiary! Jakże można przespać cały dzień? Takie rzeczy chyba dzieją się tylko w fantastycznych powieściach i filmach... 16-latka zaczerpnęła głęboki zapas powietrza do płuc i otworzyła powoli drzwi, pragnąc aby nieznajomy człowiek zakończył natarczywe pukanie. Ujrzała przed sobą dwóch mężczyzn w średnim wieku, ubranych w policyjne mundury. Nastolatka spojrzała na nich pytająco, chcąc wreszcie dowiedzieć się skąd ta afera.

- Panna Alice Baskerville? - odezwał się po chwili jeden z policjantów, tonem niezwykle ponurym.
- Owszem, we własnej osobie. - Alice kiwnęła oznajmująco głową. - W czym mogę pomóc?
- Będzie lepiej... jeżeli pójdzie Pani z nami. Wszystko wyjaśnimy na miejscu. - odezwał się drugi męzczyzna, spoglądając o dziwo wprost na Alice takim wzrokiem, jakby pragnął złożyć jej z niewiadomego powodu kondolencje.
- Dobrze... - szepnęła nastolatka i włożyła na siebie zieloną, cieplutką kurtkę. Zamknęła drzwi od mieszkania po czym wsiadła posłusznie do radiowozu, spoglądając w milczeniu na widok za oknem. Londyn. Przepiękna metropolia. Dziewczyna uwielbiała to miejsce, wręcz uzależniona była od angielskiego powietrza, to było niczym jej część serca.

Po 10 minutach milczącej jazdy, policjanci zaparkowali tuż przed dobrze znanym jej miejscem. Scotland Yard. W głowie Alice roiło się multum pytań, dlaczegóż to została tu zawieziona. W szkole radziła sobie znakomicie, trzymała się z dala od wszelkich używek, bądź podejrzanych osób. Dziewczyna wyszła z samochodu i posłusznie udała się tuż za policjantami, który w milczeniu wprowadzili ją do środka budynku. Alice weszła ostatecznie do jakiegoś pokoju, wyglądało na czyjeś biuro, kogoś dosyć wysokiego z rangi. Ujrzała siedzącego na fotelu mężczyznę w średnim wieku. Blado się do niej uśmiechnął.

- A więc to ty jesteś Alice Baskerville. - wskazał dziewczynie miejsce na przeciw niego. - Siadaj. Nazywam się Greg Lestrade, jestem inspektorem policji. Zapewne zadajesz sobie pytania, dlaczego zostałaś tutaj przywieziona. Moje kondolencje... Pani matka, Irene Baskerville... Została znaleziona kilka godzin temu zamordowana.

Alice spojrzała się wprost na policjanta, lico jej znacznie pobladło, a źrenice rozszerzyły się od razu, ukazując przerażenie, jak i cierpienie. Wargi dziewczyny uchyliły się deliktanie, ale nie wypowiedziały ani jednej frazy. Zimna łza spłynęła po porcelanowym policzku nastolatki, pozostawiając po sobie mokry ślad na skraju zielonej kurtki.

- K... Kto... To zrobił? - zapytała nieco zachrypniętym głosem Alice.

- Bardzo mi przykro, ale śledztwo nie ukazuje niczego, co mogłoby nas naprowadzić do zabójcy... Sprawę musimy zamknąć, gdyż nic nie przyniosło rezultatu...

- Słucham...? - Alice aż wstała ze zszokowania. - Po Londynie grasuje teraz sobie morderca mojej rodzicielki, a Pan chce zamykać śledztwo?! To jakaś paranoja, a nie Scotland Yard!

- Panno Baskerville... Rozumiem w pełni Twój ból, ale proszę, abyś opanowała swe emocje. Mogę podać Ci coś na uspokojenie...- Lestrade odpowiedział.

- Pewnie, nafaszerujcie mnie jeszcze tabletkami! Scotland Yard to po prostu jakaś pomyłka, a nie policja. Żegnam! - krzyknęła Alice i podeszła do drzwi wyjściowych, z zamiarem opuszczenia sali.

- Proszę zaczekać! - inspektor podbiegł do dziewczyny. – My nie jesteśmy w stanie pomóc, ale myślę, że istnieje osoba, która podoła temu zadaniu. Proszę odwiedzić Baker Street 221 B. Pana Sherlocka Holmesa. [...]

Alice Baskerville opuściła budynek Scotland Yardu, cała zmęczona i spłakana. Straciła jedyną osobę, która istniała w jej życiu, a dodatkowo policja wcale się tym nie przejęła i pozwala bezkarnie grasować jakiemuś mordercy po Londynie. To smutne i niesamowicie przytłaczające. Ale czy posłuchać rady tamtego inspektora? Udać się na Baker Street? Pytanie - po co? Kim jest Sherlock Holmes?
Dziewczyna wsiadła do czarnej taksówki, typowo Brytyjskiej i pojechała wprost na ową ulicę. Zapłaciła kilka funtów kierowcy, a następnie z grobową miną stanęła pod dębowymi drzwiami z napisem ‘221 B’. Wzięła głęboki oddech i zadzwoniła do drzwi. Dochodziła już 21.00 i przez chwilę nastolatka wahała się, czy aby to na pewno jest dobry czas na wizytę. Ale nie była w stanie dłużej czekać. Po chwili drzwi uchyliły się i Alice ujrzała staruszkę w średnim wieku, uśmiechnięta najwidoczniej na widok dziewczyny. Chwila. Alice skądś kojarzyła tą twarz...

- Pani Hudson...? - zapytała cichym, nieśmiałym głosem, jednakże w głębi serca radosnym. Ta kobieta przyjaźniła się z jej zmarłą mamą, Irene. P. Hudson objęła czule Alice z szerokim, serdecznym uśmiechem. [...]

- Najwidoczniej nie masz o tym pojęcia... Mama... Nie żyje. - szepnęła nastolatka, siadając na krześle. P. Hudson właśnie podawała jej herbatę, a na wskutek usłyszanych wiadomości wypuściła ją z rąk. Filiżanka potłukła się na drobne kawałeczki, drobne niczym popiół. Alice widząc to, zamknęła oczy i uroniła kolejną łzę.

- Alice... Dziecko drogie, nie płacz... Możesz na jakiś czas zostać tutaj, dopóki nie ochłoniesz.

- P. Hudson, bardzo dziękuję... - szepnęła Baskerville.

Wtem do kuchni wszedł jakiś mężczyzna, mniej więcej 30-paro latek. Był niesamowicie blady, o czarnych, gęstych, nieco kręconych włosach. Założony miał na sobie charakterytyczny czarny płaszcz i granatowy szalik. Wbił wzrok uważnie wpierw na zapłakaną Alice, potem na P. Hudson.

- Pani Hudson, nie wiesz gdzie wyszedł John? - zapytał owy mężczyzna, mimo wszystko nie odrywając wzroku od zapłakanej nastolatki. Zmierzył ją dokładnie wzrokiem.

- Sherlocku, nie mam pojęcia... A właśnie. Poznajcie się. Alice, to Sherlock Holmes. Sherlocku, to Alice Baskerville. - uśmiechnęła się pogodnie starsza kobieta.

Usłyszawszy imię ‘Sherlock’, dziewczyna zeskoczyła z dębowego krzesła i podeszła powoli do mężczyzny. Ten jednak bez ani jednego słowa dalej na nią patrzył.

- Panie Holmes, błagam, proszę mi pomóc. Tylko Pan może mi pomóc... - Alice Baskerville popatrzyła błagalnie na owego mężczyznę.

Sherlock Holmes przez chwilę jeszcze wpatrywał się w tą dziewczynę, po czym lekko uśmiechnął się pod nosem. Klient. 
- Jesteś Alice? - zapytał Sherlock. Uśmiechnął się po raz kolejny. - Zapraszam zatem na górę, i wysłucham cóż masz mi do opowiedzenia!

5 komentarzy:

  1. Cudo. Czekam na dalszą część.
    ~Na.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pod wrażeniem

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na dalszą część, piszesz fantastycznie ��
    Oliwia vel Rümeysa
    https:/ask.fm/iamnotandevil

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że znalazłam ten blog dopiero teraz i nie muszę czekać na dalsze rozdziały ;).

    OdpowiedzUsuń

Jakieś uwagi? Pomysły? Piszcie. ♥️