Alice
Baskerville była 16-letnią dziewczyną o bladej twarzyczce i podłużnych,
kasztanowych puklach włosów. Źrenice jej nieustannie błyszczały niczym radosne
iskierki, komponując się wręcz idealnie z rubinowym kolorem tęczówek. Dziewczyna
ta wyglądała na okaz radości i szczęścia. Tak też bowiem, było. Rodzicielka
Alice bardzo ją kochała i troskliwie się nią zajmowała.
- Alice!
Wychodzę do pracy. - Irene Baskerville, matka dziewczyny uśmiechnęła się w stronę
córki. Cmoknęła ją w policzek na pożegnanie i oznajmiła, iż wróci po południu.
Nastolatka
zerknęła kątem oka na zegarek, który znajdował się na jej lewym nadgarstku. 7:04.
Dopiero tak wcześnie... Pomimo tego, iż był weekend, Alice z pewnością
pragnęła pójść do szkoły, a nie marnować zbytecznie czas w domu. Dziewczyna
usadowiła się wygodnie w ciemnym, komfortowym fotelu i dobrowolnie przymknęła
swe powieki, nieświadomie wpadając w objęcia Morfeusza. [...]
Alice powoli
i flegmatycznie otworzyła oczy. Ktoś natarczywie pukał do drwi, przez co
nastolatka wybudziła się z jakże błogiego snu. Dziewczyna ospale przetarła
powieki, pragnąc ponownie zasnąć, jednakże nieznajomy osobnik nie ustępował.
Alice gwałtownie zerwała się fotelu, albowiem owa sytuacja niezwykle ją
poirytowała. Kątekm oka spojrzała na swój zegarek, a widząc bieżącą godzinę, o
mało co nie dostała zawału serca. 17:05. Nie do wiary! Jakże można przespać
cały dzień? Takie rzeczy chyba dzieją się tylko w fantastycznych powieściach i
filmach... 16-latka zaczerpnęła głęboki zapas powietrza do płuc i otworzyła
powoli drzwi, pragnąc aby nieznajomy człowiek zakończył natarczywe pukanie.
Ujrzała przed sobą dwóch mężczyzn w średnim wieku, ubranych w policyjne
mundury. Nastolatka spojrzała na nich pytająco, chcąc wreszcie dowiedzieć się
skąd ta afera.
- Panna
Alice Baskerville? - odezwał się po chwili jeden z policjantów, tonem niezwykle
ponurym.
- Owszem, we
własnej osobie. - Alice kiwnęła oznajmująco głową. - W czym mogę pomóc?
- Będzie lepiej...
jeżeli pójdzie Pani z nami. Wszystko wyjaśnimy na miejscu. - odezwał się drugi
męzczyzna, spoglądając o dziwo wprost na Alice takim wzrokiem, jakby pragnął
złożyć jej z niewiadomego powodu kondolencje.
- Dobrze... -
szepnęła nastolatka i włożyła na siebie zieloną, cieplutką kurtkę. Zamknęła
drzwi od mieszkania po czym wsiadła posłusznie do radiowozu, spoglądając w
milczeniu na widok za oknem. Londyn. Przepiękna metropolia. Dziewczyna
uwielbiała to miejsce, wręcz uzależniona była od angielskiego powietrza, to
było niczym jej część serca.
Po 10
minutach milczącej jazdy, policjanci zaparkowali tuż przed dobrze znanym jej miejscem. Scotland Yard. W głowie Alice roiło się multum pytań, dlaczegóż to
została tu zawieziona. W szkole radziła sobie znakomicie, trzymała się z dala
od wszelkich używek, bądź podejrzanych osób. Dziewczyna wyszła z samochodu i
posłusznie udała się tuż za policjantami, który w milczeniu wprowadzili ją do
środka budynku. Alice weszła ostatecznie do jakiegoś pokoju, wyglądało na
czyjeś biuro, kogoś dosyć wysokiego z rangi. Ujrzała siedzącego na fotelu
mężczyznę w średnim wieku. Blado się do niej uśmiechnął.
- A więc to
ty jesteś Alice Baskerville. - wskazał dziewczynie miejsce na przeciw niego. - Siadaj.
Nazywam się Greg Lestrade, jestem inspektorem policji. Zapewne zadajesz sobie
pytania, dlaczego zostałaś tutaj przywieziona. Moje kondolencje... Pani matka,
Irene Baskerville... Została znaleziona kilka godzin temu zamordowana.
Alice
spojrzała się wprost na policjanta, lico jej znacznie pobladło, a źrenice
rozszerzyły się od razu, ukazując przerażenie, jak i cierpienie. Wargi
dziewczyny uchyliły się deliktanie, ale nie wypowiedziały ani jednej frazy.
Zimna łza spłynęła po porcelanowym policzku nastolatki, pozostawiając po sobie
mokry ślad na skraju zielonej kurtki.
- K...
Kto... To zrobił? - zapytała nieco zachrypniętym głosem Alice.
- Bardzo mi
przykro, ale śledztwo nie ukazuje niczego, co mogłoby nas naprowadzić do
zabójcy... Sprawę musimy zamknąć, gdyż nic nie przyniosło rezultatu...
-
Słucham...? - Alice aż wstała ze zszokowania. - Po Londynie grasuje teraz sobie
morderca mojej rodzicielki, a Pan chce zamykać śledztwo?! To jakaś paranoja, a
nie Scotland Yard!
- Panno
Baskerville... Rozumiem w pełni Twój ból, ale proszę, abyś opanowała swe
emocje. Mogę podać Ci coś na uspokojenie...- Lestrade odpowiedział.
- Pewnie,
nafaszerujcie mnie jeszcze tabletkami! Scotland Yard to po prostu jakaś
pomyłka, a nie policja. Żegnam! - krzyknęła Alice i podeszła do drzwi
wyjściowych, z zamiarem opuszczenia sali.
- Proszę
zaczekać! - inspektor podbiegł do dziewczyny. – My nie jesteśmy w stanie pomóc,
ale myślę, że istnieje osoba, która podoła temu zadaniu. Proszę odwiedzić Baker
Street 221 B. Pana Sherlocka Holmesa. [...]
Alice
Baskerville opuściła budynek Scotland Yardu, cała zmęczona i spłakana. Straciła
jedyną osobę, która istniała w jej życiu, a dodatkowo policja wcale się tym nie
przejęła i pozwala bezkarnie grasować jakiemuś mordercy po Londynie. To smutne
i niesamowicie przytłaczające. Ale czy posłuchać rady tamtego inspektora? Udać
się na Baker Street? Pytanie - po co? Kim jest Sherlock Holmes?
Dziewczyna
wsiadła do czarnej taksówki, typowo Brytyjskiej i pojechała wprost na ową
ulicę. Zapłaciła kilka funtów kierowcy, a następnie z grobową miną stanęła pod
dębowymi drzwiami z napisem ‘221 B’. Wzięła głęboki oddech i zadzwoniła do
drzwi. Dochodziła już 21.00 i przez chwilę nastolatka wahała się, czy aby to na
pewno jest dobry czas na wizytę. Ale nie była w stanie dłużej czekać. Po chwili drzwi
uchyliły się i Alice ujrzała staruszkę w średnim wieku, uśmiechnięta
najwidoczniej na widok dziewczyny. Chwila. Alice skądś kojarzyła tą twarz...
- Pani
Hudson...? - zapytała cichym, nieśmiałym głosem, jednakże w głębi serca radosnym.
Ta kobieta przyjaźniła się z jej zmarłą mamą, Irene. P. Hudson objęła czule
Alice z szerokim, serdecznym uśmiechem. [...]
-
Najwidoczniej nie masz o tym pojęcia... Mama... Nie żyje. - szepnęła
nastolatka, siadając na krześle. P. Hudson właśnie podawała jej herbatę, a na
wskutek usłyszanych wiadomości wypuściła ją z rąk. Filiżanka potłukła się na
drobne kawałeczki, drobne niczym popiół. Alice widząc to, zamknęła oczy i
uroniła kolejną łzę.
- Alice...
Dziecko drogie, nie płacz... Możesz na jakiś czas zostać tutaj, dopóki nie
ochłoniesz.
- P. Hudson,
bardzo dziękuję... - szepnęła Baskerville.
Wtem do
kuchni wszedł jakiś mężczyzna, mniej więcej 30-paro latek. Był niesamowicie
blady, o czarnych, gęstych, nieco kręconych włosach. Założony miał na sobie
charakterytyczny czarny płaszcz i granatowy szalik. Wbił wzrok uważnie wpierw
na zapłakaną Alice, potem na P. Hudson.
- Pani
Hudson, nie wiesz gdzie wyszedł John? - zapytał owy mężczyzna, mimo wszystko
nie odrywając wzroku od zapłakanej nastolatki. Zmierzył ją dokładnie wzrokiem.
- Sherlocku,
nie mam pojęcia... A właśnie. Poznajcie się. Alice, to Sherlock Holmes.
Sherlocku, to Alice Baskerville. - uśmiechnęła się pogodnie starsza kobieta.
Usłyszawszy
imię ‘Sherlock’, dziewczyna zeskoczyła z dębowego krzesła i podeszła powoli do
mężczyzny. Ten jednak bez ani jednego słowa dalej na nią patrzył.
- Panie
Holmes, błagam, proszę mi pomóc. Tylko Pan może mi pomóc... - Alice Baskerville
popatrzyła błagalnie na owego mężczyznę.
Sherlock
Holmes przez chwilę jeszcze wpatrywał się w tą dziewczynę, po czym lekko uśmiechnął się pod nosem. Klient.
Cudo. Czekam na dalszą część.
OdpowiedzUsuń~Na.
Jestem pod wrażeniem
OdpowiedzUsuńFajny pomysł :)
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część, piszesz fantastycznie ��
OdpowiedzUsuńOliwia vel Rümeysa
https:/ask.fm/iamnotandevil
Dobrze, że znalazłam ten blog dopiero teraz i nie muszę czekać na dalsze rozdziały ;).
OdpowiedzUsuń