Witam Was!
Ten post jest dosyć krótki i informacyjny.
Wyjeżdżam na majówkę, a raptem napisaną mam jedną stronę kolejnego rozdziału.
Wracam prawdopodobnie we wtorek, a więc kiedy tylko będę mogła, opublikuję kolejne przygody Sherlocka i Alice. Hyhy, a powiem! Dużo się będzie działo w 5 rozdziale... Poznamy tajemniczego 'M', oraz jego okrutne zamiary względem Sherlocka, jak i ... samej Alice.
Czy Alice Baskerville, która straciła swą pamięć z dzieciństwa, spokrewniona jest z J.M?
O tym już niedługo!
sobota, 30 kwietnia 2016
wtorek, 19 kwietnia 2016
Rozdział IV - Przyjaciele?
Nastąpiła mała zmiana w wyglądzie bloga, a także wyglądzie samej Alice. :) Ale miejmy nadzieję, iż nie jest to żadnym problemem. :D Zapraszam do czytania!
_____________________________________
- To nie było prawdziwe. Alice, to nie było prawdziwe! Nie trwaj w żałobie po mojej śmierci, nie czyń tego, proszę Cię... Zapomnij o mnie, zapomnij raz na zawsze!
Alice z przeraźliwym krzykiem wybudziła się z objęć koszmaru, jaki ujrzała podczas snu. Jej delikatne dłonie drżały ze strachu, pobladła na twarzy, a źrenice jej powiększyły się niemal trzykrotnie. W okrutnym koszmarze ujrzała swoją zmarłą matkę, która błagała ze strachem w oczach, aby dziewczyna jak najprędzej o niej zapomniała... Pytanie - dlaczego?
- Co to miało być? - szepnęła oddychając nierówno. Dopiero tuż po chwili zauważyła, iż w owym pomieszczeniu nie jest sama.
Po pierwsze. Znajdowała się o dziwo w salonie detektywa doradczego. Chwila, przecież był ten wybuch...
Po drugie. Na przeciw niej siedzieli dwaj mężczyźni, sam Sherlock, zaś drugi osobnik był dla dziewczyny wielką niewiadomą. Z pewnością nie przypominał Watsona, którego spotkała wcześniej.
Holmes siedział wygodnie w czarnym fotelu, a tuż nieopodal niego siedział mężczyzna w granatowej marynarce, na oko 6-8 lat starszy od Sherlocka. W ręku trzymał czarny parasol. Oboje wpatrywali się bez słowa w stronę Alice, ta na nich.
- Mycroft, nie przyjmę Twojej oferty. Mam bowiem sporo spraw na głowie. - odrzekł spokojnym tonem detektyw, przerywając głuchą ciszę. Swą wypowiedź skierował do nieznajomego Alice mężczyzny.
Dziewczyna z zainteresowaniem wstała z miękkiego fotela, wpatrując się uważnie i na pierwszego, i na drugiego. Sherlock i ten obok. Wyglądali dosyć podobnie, coś wspólnego ich cechowało... Może i niekoniecznie wygląd, albowiem tu zdecydowanie się różnili. Jednakże mimika, ten samże ton głosu, obydwoje ukrywający swe emocje i uczucia, rysy twarzy...
- Jesteście jakoś spokrewnieni? - zapytała Alice wpatrując się to na detektywa, to na mężczyznę obok. Może i nie wypadało, ale zaryzykowała.
Sherlock niemalże w ciągu sekundy gwałtownie spojrzał w stronę nastolatki ze zdziwieniem, jednakże nie wydobywając z siebie ani sylaby. Za to tajemniczy osobnik przebywający w tymże pomieszczeniu podszedł powolnie do Alice i podając jej dłoń, przedstawił się.
- Mycroft Holmes. Starszy brat tego oto tutaj. - Mycroft wskazał parasolką na siedzącego w spokoju Sherlocka. Ten jedynie przewrócił skrycie oczami. - Wspaniała dedukcja, moja droga.
- Alice Baskerville. - odparła dziewczyna, spojrzawszy z zaciekawieniem na owego, starszego brata detektywa. Nie spuszczała wręcz z niego wzroku choćby na sekundę.
- Będę się już zbierał. Królowa czeka. - oznajmił Mycroft. - Sherlocku. Alice. Do rychłego zobaczenia. - rzekł i opuścił Baker Street.
Alice podeszła tuż do Sherlocka, a że ten siedział nie drgnąwszy nawet o milimetr wpatrzony w martwy, wyznaczony sobie punkt, westchnęła zajmując miejsce z powrotem na fotelu na przeciw mężczyzny.
- Widzisz? Potrafię dedukować, jak Ty. - powiedziała.
- Co...? - odparł niemrawie nadal będąc zamyślony, po chwili jednak powrócił na ziemię i zapytał. - Coś mówiłaś?
- Potrafię dedukować. - powtórzyła.
- Ciekawe. - szepnął Holmes i wstał z fotela chwytając za czarny futerał od skrzypiec.
Alice poirytowana ową sytuacją gwałtownie wstała i wyrwała instrument z rąk mężczyzny. Ten spojrzawszy się na nią zdezorientowany, zapytał :
- W czym problem?
- Naprawdę potrafię! Skoro nie wierzysz, to będziesz musiał słuchać przez kilka godzin mojego rzępolenia na skrzypcach. Twój wybór. - powiedziała, drażniąc się z nim. Delikatnie przejechała smyczkiem po instrumencie, na to Sherlock z kamiennym wyrazem twarzy zasiadł na fotelu i obserwując ją oczekiwał, aż zakończy swoje chaotyczne wyczyny. Nie. Po prostu na nią patrzył. Jak zwyczajny człowiek. Spoglądał na niewiarygodną i niesamowitą dziewczynę. A to mu się często w życiu nie przydarzało.
Alice po nieudanych i nieumiejętnych próbach gry westchnęła z dezaprobatą i odłożyła skrzypce na drewniane biurko. Spojrzała się zrezygnowana na mężczyznę, a ten widząc jej komiczny wyraz twarzy nagle zaczął śmiać się do rozpuku. O dziwo z serdecznością, a to nie był zbyt częsty widok.
- Hej! - wrzasnęła dziewczyna, ale tuż po chwili kąciki jej ust również uniosły się ku górze. - Śmiejesz się z mojej porażki? Zabawne!
Ten błogi i radosny czas przerwał wchodzący do pokoju Watson. Ze zdziwionym wyrazem twarzy popatrzył najpierw na Alice, później na Sherlocka.
- Y... Coś mnie ominęło, prawda? - zapytał zdezorientowany.
Holmes momentalnie przybrał zimny wyraz twarzy, ale wcale mu się to nie udało. Nadal był rozbawiony. Alice odchrząknęła jedynie, próbując wyrwać się z objęć śmiechu. Udała się do kuchni i nalała sobie do kubka nieco wody mineralnej. John zaś pokręcił z uśmiechem głową do siebie, po czym zasiadł tuż na przeciw przyjaciela, patrząc na niego bez słowa.
- John, Alice, idziemy. - powiedział detektyw tuż sekundę później, chwytając za swój ulubiony, czarny płaszcz.
- Co? - zdziwiła się dziewczyna. - Po co ja?
- Bo tak. Udowodnisz mi, iż potrafisz dedukować. - rzekł Holmes i opuścił momentalnie owe pomieszczenie.
Alice pytająco podeszła do Watsona, który ten posłusznie i spokojnie zakładał kurtkę.
- On zawsze taki jest? - zapytała.
- Tak. On zawsze taki jest.
_____________________________________
- To nie było prawdziwe. Alice, to nie było prawdziwe! Nie trwaj w żałobie po mojej śmierci, nie czyń tego, proszę Cię... Zapomnij o mnie, zapomnij raz na zawsze!
Alice z przeraźliwym krzykiem wybudziła się z objęć koszmaru, jaki ujrzała podczas snu. Jej delikatne dłonie drżały ze strachu, pobladła na twarzy, a źrenice jej powiększyły się niemal trzykrotnie. W okrutnym koszmarze ujrzała swoją zmarłą matkę, która błagała ze strachem w oczach, aby dziewczyna jak najprędzej o niej zapomniała... Pytanie - dlaczego?
- Co to miało być? - szepnęła oddychając nierówno. Dopiero tuż po chwili zauważyła, iż w owym pomieszczeniu nie jest sama.
Po pierwsze. Znajdowała się o dziwo w salonie detektywa doradczego. Chwila, przecież był ten wybuch...
Po drugie. Na przeciw niej siedzieli dwaj mężczyźni, sam Sherlock, zaś drugi osobnik był dla dziewczyny wielką niewiadomą. Z pewnością nie przypominał Watsona, którego spotkała wcześniej.
Holmes siedział wygodnie w czarnym fotelu, a tuż nieopodal niego siedział mężczyzna w granatowej marynarce, na oko 6-8 lat starszy od Sherlocka. W ręku trzymał czarny parasol. Oboje wpatrywali się bez słowa w stronę Alice, ta na nich.
- Mycroft, nie przyjmę Twojej oferty. Mam bowiem sporo spraw na głowie. - odrzekł spokojnym tonem detektyw, przerywając głuchą ciszę. Swą wypowiedź skierował do nieznajomego Alice mężczyzny.
Dziewczyna z zainteresowaniem wstała z miękkiego fotela, wpatrując się uważnie i na pierwszego, i na drugiego. Sherlock i ten obok. Wyglądali dosyć podobnie, coś wspólnego ich cechowało... Może i niekoniecznie wygląd, albowiem tu zdecydowanie się różnili. Jednakże mimika, ten samże ton głosu, obydwoje ukrywający swe emocje i uczucia, rysy twarzy...
- Jesteście jakoś spokrewnieni? - zapytała Alice wpatrując się to na detektywa, to na mężczyznę obok. Może i nie wypadało, ale zaryzykowała.
Sherlock niemalże w ciągu sekundy gwałtownie spojrzał w stronę nastolatki ze zdziwieniem, jednakże nie wydobywając z siebie ani sylaby. Za to tajemniczy osobnik przebywający w tymże pomieszczeniu podszedł powolnie do Alice i podając jej dłoń, przedstawił się.
- Mycroft Holmes. Starszy brat tego oto tutaj. - Mycroft wskazał parasolką na siedzącego w spokoju Sherlocka. Ten jedynie przewrócił skrycie oczami. - Wspaniała dedukcja, moja droga.
- Alice Baskerville. - odparła dziewczyna, spojrzawszy z zaciekawieniem na owego, starszego brata detektywa. Nie spuszczała wręcz z niego wzroku choćby na sekundę.
- Będę się już zbierał. Królowa czeka. - oznajmił Mycroft. - Sherlocku. Alice. Do rychłego zobaczenia. - rzekł i opuścił Baker Street.
Alice podeszła tuż do Sherlocka, a że ten siedział nie drgnąwszy nawet o milimetr wpatrzony w martwy, wyznaczony sobie punkt, westchnęła zajmując miejsce z powrotem na fotelu na przeciw mężczyzny.
- Widzisz? Potrafię dedukować, jak Ty. - powiedziała.
- Co...? - odparł niemrawie nadal będąc zamyślony, po chwili jednak powrócił na ziemię i zapytał. - Coś mówiłaś?
- Potrafię dedukować. - powtórzyła.
- Ciekawe. - szepnął Holmes i wstał z fotela chwytając za czarny futerał od skrzypiec.
Alice poirytowana ową sytuacją gwałtownie wstała i wyrwała instrument z rąk mężczyzny. Ten spojrzawszy się na nią zdezorientowany, zapytał :
- W czym problem?
- Naprawdę potrafię! Skoro nie wierzysz, to będziesz musiał słuchać przez kilka godzin mojego rzępolenia na skrzypcach. Twój wybór. - powiedziała, drażniąc się z nim. Delikatnie przejechała smyczkiem po instrumencie, na to Sherlock z kamiennym wyrazem twarzy zasiadł na fotelu i obserwując ją oczekiwał, aż zakończy swoje chaotyczne wyczyny. Nie. Po prostu na nią patrzył. Jak zwyczajny człowiek. Spoglądał na niewiarygodną i niesamowitą dziewczynę. A to mu się często w życiu nie przydarzało.
Alice po nieudanych i nieumiejętnych próbach gry westchnęła z dezaprobatą i odłożyła skrzypce na drewniane biurko. Spojrzała się zrezygnowana na mężczyznę, a ten widząc jej komiczny wyraz twarzy nagle zaczął śmiać się do rozpuku. O dziwo z serdecznością, a to nie był zbyt częsty widok.
- Hej! - wrzasnęła dziewczyna, ale tuż po chwili kąciki jej ust również uniosły się ku górze. - Śmiejesz się z mojej porażki? Zabawne!
Ten błogi i radosny czas przerwał wchodzący do pokoju Watson. Ze zdziwionym wyrazem twarzy popatrzył najpierw na Alice, później na Sherlocka.
- Y... Coś mnie ominęło, prawda? - zapytał zdezorientowany.
Holmes momentalnie przybrał zimny wyraz twarzy, ale wcale mu się to nie udało. Nadal był rozbawiony. Alice odchrząknęła jedynie, próbując wyrwać się z objęć śmiechu. Udała się do kuchni i nalała sobie do kubka nieco wody mineralnej. John zaś pokręcił z uśmiechem głową do siebie, po czym zasiadł tuż na przeciw przyjaciela, patrząc na niego bez słowa.
- John, Alice, idziemy. - powiedział detektyw tuż sekundę później, chwytając za swój ulubiony, czarny płaszcz.
- Co? - zdziwiła się dziewczyna. - Po co ja?
- Bo tak. Udowodnisz mi, iż potrafisz dedukować. - rzekł Holmes i opuścił momentalnie owe pomieszczenie.
Alice pytająco podeszła do Watsona, który ten posłusznie i spokojnie zakładał kurtkę.
- On zawsze taki jest? - zapytała.
- Tak. On zawsze taki jest.
wtorek, 12 kwietnia 2016
Rozdział III - Początek krwawej gry.
Wiem, sporo czasu nie było nowego rozdziału. Baardzo za to przepraszam, jednakże miałam sporo problemów jak i nauki, i zupełnie nie miałam czasu niczego napisać. Mam nadzieję, iż treścią tego rozdziału Wam odpłacę za ten długi czas przerwy i... bez bezsensownego pitolenia, zapraszam do przeczytania rozdziału! :)
________________________
Alice uchyliła ospale powieki wybudzając się z krótkotrwałego snu, zaś błogiego i regenerującego. Przetarła z niechęcią całą powierzchnię twarzy, mrużąc przy tym nieco oczy, bowiem raziły ją promienie wczesnego, letniego słońca. Dziewczyna chwyciła za szczotkę do włosów i przeczesała je dokładnie tak, że każde pasmo długich pukli mieniło się świeżością, po czym rozejrzała się po owym pomieszczeniu ze znakiem zapytania. Znajdowała się w pokoju, który wypożyczyła jej Pani Hudson kilka dni wcześniej, w dzień tragicznej śmierci Irene Baskerville. Ponadto, w głowie Alice pojawił się mętlik, kiedy to spojrzała się na swój ubiór. Nie była to pidżama, którą włożyła przed snem, zaś była to czarna suknia aż do samych kostek z ogromną, jedwabną kokardą na środku. Zastanawiając się uporczywie nad ową zagadką, Alice chwyciła za kubek z zieloną herbatą i upiła jej łyk. W pewnym momencie o mało co nie zachłysnęła się tymże napojem, przypominając sobie przeszłość.
- Przecież otrzymałam ten tajemniczy list. - pomyślała. - Udałam się z tym do tego detektywa, on zaczął coś robić... Ja zasnęłam na kanapie i teraz ... jestem tu?
Alice przetarła oczy ze zdziwienia, po czym popatrzyła z uwagą na złoty zegarek, który znajdował się na jej lewym nadgarstku. 7:05. Do tamtego Holmesa przyszła po 3:00.
- Nie, nie... Zamorduję człowieka, jak nic! - szepnęła do siebie i opuściła owy pokój udając się po schodach na górę.
Zapukała trzykrotnie w dębowe, ciemne drzwi, a że odpowiedziało jej jedynie milczenie, westchnęła i weszła do środka. Gabinet detektywa doradczego był dosyć spory i przytulny, jednakże panował w nim wielki nieład. W kuchni znajdowało się wiele zlewek, próbówek czy szalek, a także butelek pełnych kwasów i innych roztworów. Obok kuchni znajdował się duży pokój, gdzie stały dwa fotele, jeden czarny - obok okna, drugi zaś na przeciw niego - brązowy, niedaleko jadalni. Blisko siedzeń było drewniane biurko, kanapa oraz przedziwna ściana, która do połowy była rozstrzelana. Rozstrzelana? Pytanie - przez kogo?
Alice nie wiedząc co uczynić zasiadła na czarnym fotelu, opierając swe kolana o podbródek. Oczekując w ciszy i spokoju na to, aż detektyw wróci, dziewczyna przymknęła nieco powieki.
Po niespełna dziesięciu minutach usłyszała czyjeś kroki, acz nie jednej osoby, zaś dwóch. Jedna osoba rozmawiała z drugą. Pierwszym mężczyzną niewątpliwie był Sherlock, zaś głosu drugiego człowieka Alice nie potrafiła poznać. Drzwi otworzyły się, a Holmes wszedł majestatycznym krokiem do środka pomieszczenia oczywiście w ukochanym, czarnym płaszczu. Spoglądając kątem oka na Alice, zdjął szalik i odłożył go na biurko. Najwidoczniej wcale nie odczuwał zdziwienia z powodu jej wizyty. Za detektywem doradczym wszedł mężczyzna o krótkich, jasnych włosach, mniej więcej trzydziesto - kilkulatek. Ubrany był w szary, prosty sweter oraz długie, jasne spodnie. Ujrzawszy dziewczynę siedzącą bez słowa na fotelu pobladł, a następnie popatrzył to na Holmesa, to na nastolatkę, i tak na przemian. Sherlock zauważywszy to szepnął do niego podirytowany 'Lepiej nic nie mów', po czym stanął nad Alice i zapytał.
- W czym problem?
- Co wiadomo w mojej sprawie? - zapytała dziewczyna uważnie wpatrując się w detektywa.
- Sherlocku, kim ona jest? - zapytał zniecierpliwiony drugi mężczyzna, znajdujący się w pomieszczeniu.
- Ach. John, to Alice Baskerville. - powiedział z obojętnością Holmes. - Alice, to John Watson, mój przyjaciel i asystent. Powiadam Ci, iż możesz przy nim wszystko mówić, gdyż jest mi zupełnie lojalny... - Sherlock zasiadł na fotelu na przeciw dziewczyny. - ... z resztą, John i tak niezbyt wiele rozumie. - powiedział pod nosem.
Watson najwidoczniej udał, iż nie usłyszał tego co powiedział Holmes. Zaczerpnął jedynie głęboki zapas powietrza, spoglądając natarczywie w martwy punkt, jakby chciał uspokoić wszelkie panujące nim emocje.
- Może wyjdę. Na spacer. - powiedział i podszedł do drzwi.
- Pozdrów Sarę. - powiedział Sherlock nie drgnąwszy nawet o milimetr.
John popatrzył na niego jakby chciał już coś powiedzieć, jednakże najwidoczniej ugryzł się w język. Opuścił bez słowa Baker Street. Miał dosyć słuchania Pana Puenty.
________________________
Alice uchyliła ospale powieki wybudzając się z krótkotrwałego snu, zaś błogiego i regenerującego. Przetarła z niechęcią całą powierzchnię twarzy, mrużąc przy tym nieco oczy, bowiem raziły ją promienie wczesnego, letniego słońca. Dziewczyna chwyciła za szczotkę do włosów i przeczesała je dokładnie tak, że każde pasmo długich pukli mieniło się świeżością, po czym rozejrzała się po owym pomieszczeniu ze znakiem zapytania. Znajdowała się w pokoju, który wypożyczyła jej Pani Hudson kilka dni wcześniej, w dzień tragicznej śmierci Irene Baskerville. Ponadto, w głowie Alice pojawił się mętlik, kiedy to spojrzała się na swój ubiór. Nie była to pidżama, którą włożyła przed snem, zaś była to czarna suknia aż do samych kostek z ogromną, jedwabną kokardą na środku. Zastanawiając się uporczywie nad ową zagadką, Alice chwyciła za kubek z zieloną herbatą i upiła jej łyk. W pewnym momencie o mało co nie zachłysnęła się tymże napojem, przypominając sobie przeszłość.
- Przecież otrzymałam ten tajemniczy list. - pomyślała. - Udałam się z tym do tego detektywa, on zaczął coś robić... Ja zasnęłam na kanapie i teraz ... jestem tu?
Alice przetarła oczy ze zdziwienia, po czym popatrzyła z uwagą na złoty zegarek, który znajdował się na jej lewym nadgarstku. 7:05. Do tamtego Holmesa przyszła po 3:00.
- Nie, nie... Zamorduję człowieka, jak nic! - szepnęła do siebie i opuściła owy pokój udając się po schodach na górę.
Zapukała trzykrotnie w dębowe, ciemne drzwi, a że odpowiedziało jej jedynie milczenie, westchnęła i weszła do środka. Gabinet detektywa doradczego był dosyć spory i przytulny, jednakże panował w nim wielki nieład. W kuchni znajdowało się wiele zlewek, próbówek czy szalek, a także butelek pełnych kwasów i innych roztworów. Obok kuchni znajdował się duży pokój, gdzie stały dwa fotele, jeden czarny - obok okna, drugi zaś na przeciw niego - brązowy, niedaleko jadalni. Blisko siedzeń było drewniane biurko, kanapa oraz przedziwna ściana, która do połowy była rozstrzelana. Rozstrzelana? Pytanie - przez kogo?
Alice nie wiedząc co uczynić zasiadła na czarnym fotelu, opierając swe kolana o podbródek. Oczekując w ciszy i spokoju na to, aż detektyw wróci, dziewczyna przymknęła nieco powieki.
Po niespełna dziesięciu minutach usłyszała czyjeś kroki, acz nie jednej osoby, zaś dwóch. Jedna osoba rozmawiała z drugą. Pierwszym mężczyzną niewątpliwie był Sherlock, zaś głosu drugiego człowieka Alice nie potrafiła poznać. Drzwi otworzyły się, a Holmes wszedł majestatycznym krokiem do środka pomieszczenia oczywiście w ukochanym, czarnym płaszczu. Spoglądając kątem oka na Alice, zdjął szalik i odłożył go na biurko. Najwidoczniej wcale nie odczuwał zdziwienia z powodu jej wizyty. Za detektywem doradczym wszedł mężczyzna o krótkich, jasnych włosach, mniej więcej trzydziesto - kilkulatek. Ubrany był w szary, prosty sweter oraz długie, jasne spodnie. Ujrzawszy dziewczynę siedzącą bez słowa na fotelu pobladł, a następnie popatrzył to na Holmesa, to na nastolatkę, i tak na przemian. Sherlock zauważywszy to szepnął do niego podirytowany 'Lepiej nic nie mów', po czym stanął nad Alice i zapytał.
- W czym problem?
- Co wiadomo w mojej sprawie? - zapytała dziewczyna uważnie wpatrując się w detektywa.
- Sherlocku, kim ona jest? - zapytał zniecierpliwiony drugi mężczyzna, znajdujący się w pomieszczeniu.
- Ach. John, to Alice Baskerville. - powiedział z obojętnością Holmes. - Alice, to John Watson, mój przyjaciel i asystent. Powiadam Ci, iż możesz przy nim wszystko mówić, gdyż jest mi zupełnie lojalny... - Sherlock zasiadł na fotelu na przeciw dziewczyny. - ... z resztą, John i tak niezbyt wiele rozumie. - powiedział pod nosem.
Watson najwidoczniej udał, iż nie usłyszał tego co powiedział Holmes. Zaczerpnął jedynie głęboki zapas powietrza, spoglądając natarczywie w martwy punkt, jakby chciał uspokoić wszelkie panujące nim emocje.
- Może wyjdę. Na spacer. - powiedział i podszedł do drzwi.
- Pozdrów Sarę. - powiedział Sherlock nie drgnąwszy nawet o milimetr.
John popatrzył na niego jakby chciał już coś powiedzieć, jednakże najwidoczniej ugryzł się w język. Opuścił bez słowa Baker Street. Miał dosyć słuchania Pana Puenty.
***
- Zawsze ubierasz się w ten ciemny płaszcz? - zapytała Alice.
- Zazwyczaj. Mam ich wiele. - odrzekł Sherlock.
- Pytanie po co.
- Tak po prostu.
- Acha... - szepnęła Alice, po czym wstała w czarnego fotela rozprostowując wszystkie kości. Stanęła nad detektywem i powtórzyła pytanie. - Co wiadomo w mojej sprawie?
- Nie wiele. Odwiedziłem kostnicę w nocy, kiedy spałaś. O dziwo przyczyną śmierci Twojej matki wcale nie był postrzał. Ale oczywiście Scotland Yard patrzy, a nie obserwuje. Przyczyną śmierci było otrucie... Nie jestem w stanie powiedzieć jaką substancją. Nie potrafiłem jej wykryć. - powiedział.
Alice słuchała z uwagą mężczyzny, a przypominając sobie swoją matkę, nogi jej ugięły się jakby miały za chwilę odmówić jej posłuszeństwa. Zaczerpnęła głęboki oddech do swych płuc i spojrzała śmiało do przodu, powtarzając sobie w głowie, iż trzeba być w życiu silnym. Po chwili popatrzywszy na czarną suknię, w którą była ubrana, zaśmiała się cicho rozbawiona.
- Co? - zapytał zdezorientowany Holmes.
- Wiesz co? Ja Panie drogi, nie noszę czarnych ubrań. Następnym razem wybierz coś pogodniejszego. - powiedziała nadal się śmiejąc. Podeszła do drzwi i popatrzyła na detektywa.
Holmes wlepił swe źrenice tuż w dziewczynę, obserwując ją bez słowa. Zdziwił się, iż ta bez najmniejszego kłopotu odgadła tą 'zagadkę', którą jej zostawił. Może ta nastolatka była dosyć niegłupia?
Tą sielankową ciszę przerwał wybuch, który nastąpił na całej ulicy Baker Street. Alice, tak jak i Sherlock opadli nieprzytomni na drewniane podłoże.
Subskrybuj:
Posty (Atom)