Hej :3
Moi drodzy, postanowiłam przenieść się na wattpada, i tam rownież zaczęłam nową powieść pt. 'Sherlock Holmes', ktora opowiada o niewzruszonym detektywie i ... tajemniczej Alice Baskerville.
Tak moi drodzy, będę kontynuowała tam przygody naszych dwóch postaci, acz od samego początku, gdyż wiele rzeczy tutaj poszło nie po mojej myśli, a samą postać Alice pragnęłam przedstawić nieco inaczej. Cóż, żegnam się moi kochani i zapraszam tu :
http://my.w.tt/UiNb/a2ay87Jczt
czwartek, 26 maja 2016
wtorek, 3 maja 2016
Rozdział V - Błogi spokój zostaje wyniszczony.
Alice wraz z Sherlockiem wyszli z mieszkania na Baker Street 221 B. John w międzyczasie przypomniał sobie, iż umówił się ze swoją dziewczyną, a więc opuścił swego przyjaciela i niedawno poznaną Alice. Holmes wyglądał na dosyć poddenerwowanego tym faktem, bowiem nie po raz pierwszy Watson odmówił rozwiązywania zagadek kryminalnych, tylko ze względu na swoją partnerkę. Alice cały czas bacznie obserwowała poirytowanego mężczyznę, rozumiała to w końcu. Ona sama kiedyś znała osobę najważniejszą dla niej i jedyną, której potrafiła zaufać. Jednak ona przepadła, udała się w stronę światła zostawiając ją w tyle, w środku ciemności.
Obydwoje jechali taksówką w zupełnym milczeniu. Alice zamyślona była swoją przeszłością, wspominała nieustannie czas, który spędzała wraz ze swoją matką. Chwile, kiedy to siedziała ze swymi przyjaciółmi... Wszystko prysło, prysło niczym bańka mydlana.
Sherlock zaś wpatrzony w wyznaczony sobie martwy punkt, milczał nieustannie, trudno aż było stwierdzić czy był obecny, czy swą obecnością był zupełnie gdzieś indziej. Alice również popadła w podobny tras, zapomniała przez chwilę czym jest świadomość.
Kiedy taksówka zatrzymała się, detektyw oprzytomniał i zaczerpnąwszy głęboki oddech wyszedł z pojazdu. Widząc, iż Alice siedziała w bezruchu, nie wiedząc co się dzieje, Holmes otworzył jej drzwi i odrzekł :
- Jesteśmy na miejscu.
Dziewczyna od razu odzyskała świadomość i blada niczym ściana wyszła z taksówki. Ujrzała przed sobą wielki, opuszczony budynek, w koło wiele było radiowozów i spanikowanych policjantów.
Holmes jak gdyby nigdy nic wszedł do środka pomieszczenia. Alice nieco zdziwiona poszła tuż za nim, gdzie po chwili ujrzała pewną twarz, twarz, którą rozpoznała na kilometr.
- Lestrade, wzywałeś mnie. - powiedział niewzruszenie Sherlock do owego mężczyzny.
- Tak, po schodach na górę znaleźliśmy... - inspektor zatrzymał się, gdy dostrzegł Alice. Popatrzył na nią pytająco.
Dziewczyna przypomniała sobie ten dzień, w którym zmarła jej matka. Kiedy to zawieziona na komendę policji z brakiem profesjonalizmu Lestrade wyjaśnił jej, iż w sprawie morderstwa jej matki nic zdziałać nie potrafią.
- A my się już chyba znamy. - Alice powiedziała chłodnym tonem zachowując przy tym wielką powagę. Czuła wstręt do tego człowieka.
Sherlock wpierw popatrzył na nią, a następnie na Lestrade'a, po czym zaśmiał się pod nosem i odparł tuż do dziewczyny :
- Alice, idziemy na górę.
Po chwili wszyscy znajdowali się na drugim piętrze, gdzie na środku ciemnego, opuszczonego pokoju leżało martwe ciało jakiejś dziewczyny, na oko dosyć młodej i powabnej. Sherlock podszedł o parę kroków bliżej przypatrując się uważnie twarzy ofiary.
Alice również podeszła bliżej, a kiedy już stanęła tuż nad ową dziewczyną, źrenice się jej powiększyły ze zdziwienia, jak i przerażenia.
- Przecież to...! - szepnęła Alice. Zachwiała się na nogach i straciła przytomność.
Obydwoje jechali taksówką w zupełnym milczeniu. Alice zamyślona była swoją przeszłością, wspominała nieustannie czas, który spędzała wraz ze swoją matką. Chwile, kiedy to siedziała ze swymi przyjaciółmi... Wszystko prysło, prysło niczym bańka mydlana.
Sherlock zaś wpatrzony w wyznaczony sobie martwy punkt, milczał nieustannie, trudno aż było stwierdzić czy był obecny, czy swą obecnością był zupełnie gdzieś indziej. Alice również popadła w podobny tras, zapomniała przez chwilę czym jest świadomość.
Kiedy taksówka zatrzymała się, detektyw oprzytomniał i zaczerpnąwszy głęboki oddech wyszedł z pojazdu. Widząc, iż Alice siedziała w bezruchu, nie wiedząc co się dzieje, Holmes otworzył jej drzwi i odrzekł :
- Jesteśmy na miejscu.
Dziewczyna od razu odzyskała świadomość i blada niczym ściana wyszła z taksówki. Ujrzała przed sobą wielki, opuszczony budynek, w koło wiele było radiowozów i spanikowanych policjantów.
Holmes jak gdyby nigdy nic wszedł do środka pomieszczenia. Alice nieco zdziwiona poszła tuż za nim, gdzie po chwili ujrzała pewną twarz, twarz, którą rozpoznała na kilometr.
- Lestrade, wzywałeś mnie. - powiedział niewzruszenie Sherlock do owego mężczyzny.
- Tak, po schodach na górę znaleźliśmy... - inspektor zatrzymał się, gdy dostrzegł Alice. Popatrzył na nią pytająco.
Dziewczyna przypomniała sobie ten dzień, w którym zmarła jej matka. Kiedy to zawieziona na komendę policji z brakiem profesjonalizmu Lestrade wyjaśnił jej, iż w sprawie morderstwa jej matki nic zdziałać nie potrafią.
- A my się już chyba znamy. - Alice powiedziała chłodnym tonem zachowując przy tym wielką powagę. Czuła wstręt do tego człowieka.
Sherlock wpierw popatrzył na nią, a następnie na Lestrade'a, po czym zaśmiał się pod nosem i odparł tuż do dziewczyny :
- Alice, idziemy na górę.
Po chwili wszyscy znajdowali się na drugim piętrze, gdzie na środku ciemnego, opuszczonego pokoju leżało martwe ciało jakiejś dziewczyny, na oko dosyć młodej i powabnej. Sherlock podszedł o parę kroków bliżej przypatrując się uważnie twarzy ofiary.
Alice również podeszła bliżej, a kiedy już stanęła tuż nad ową dziewczyną, źrenice się jej powiększyły ze zdziwienia, jak i przerażenia.
- Przecież to...! - szepnęła Alice. Zachwiała się na nogach i straciła przytomność.
***
*retrospekcja*
- Alice! Alice?! Gdzie Ty się podziewasz, Alice? - zapytała donośnym tonem Anne.
- Haha! - Alice rzuciła się niespodziewanie na przyjaciółkę i objęła ją radośnie. - I znowu się nabrałaś! Cały czas byłam tutaj!
- Alice! - powiedziała zdezorientowana dziewczynka. - Jesteśmy już w 1 gimnazjum, wydoroślej. Szukałam Cię po całym osiedlu!
- Oj Anne... - zaśmiała się ponownie. - Musisz być bardziej uważna.
*koniec retrospekcji*
***
Alice z krzykiem obudziła się z objęć snu. Samotna łza spłynęła po jej policzku. Zauważyła, że znajdowała się w jakimś pomieszczeniu, za oknem było już ciemno, a w kominku tlił się subtelnie ogień. Tuż obok siebie ujrzała wpatrującego się w nią Sherlocka ze znakiem zapytania.
- Gdzie...? Gdzie ja jestem? - wymamrotała niewyraźnie. Podniosła się, acz była tak słaba, że z powrotem opadła na łóżko.
- Nie wstawaj... - szepnął cicho Holmes dotykając delikatnie jej czoła. Jego dłoń była tak zimna... - Gorączki nie masz, co się dzieje? Zasłabłaś tam. Musieliśmy wrócić na Baker Street.
- Ja... Ja... - mamrotała dalej, acz znacznie cichszym głosem. Wbiła wzrok w dół, a w jej oczach pojawiły się łzy. Tamten widok nie dawał jej spokoju.
- Alice? - zapytał Sherlock. - Co Ci się dzieje? - dłoń położył na jej ramieniu. Ona nie wyglądała dobrze, widział jej strach, drżące dłonie...
- Bo... - szepnęła dziewczyna. - Ta... Tamta ofiara... Zamordowana... Ja ją znałam... Ona... - w tym momencie Alice popatrzyła tuż na detektywa. - To na pewno sprawka tego 'M'... Była moją przyjaciółką. Kiedyś się... pokłóciłyśmy, zostawiła mnie... Minęły lata, a została zamordowana...
- Alice... - powiedział Sherlock przerywając jej. - To jest właśnie sprawka 'M', zostawił nawet nam wiadomość. - detektyw podał dziewczynie malutki skrawek papieru. Napisane na nim było :
'Czas tyka i tyka, moja droga Alice... Jestem pewien, że niedługo się odezwę. Twój ukochany M'.
Kiedy dziewczyna przeczytała zawartość małego liściku, wzięła głęboki oddech, dłonią opierając się o kant posłania. Sherlock popatrzył na nią z uwagą, a na jego twarzy pojawiło się dosyć niespotykane zmartwienie. Zastanawiał się nad tym wszystkim w milczeniu.
Jaki jest jego cel? Co on chce osiągnąć?
Tą martwą ciszę przerwał dzwoniący telefon. Była to komórka Alice. Dziewczyna ostrożnie, drżącą dłonią sięgnęła po nią, a ujrzawszy jedynie napis 'Numer zablokowany', przełknęła ślinę i nacisnęła zieloną słuchawkę. Sherlock spojrzał się wpierw Alice, a następnie pytająco na telefon.
- Halo...? - zapytała dziewczyna niepewnie.
- Przecież napisałem, że niedługo się odezwę. - odrzekł nieznajomy głos z drugiej strony.
sobota, 30 kwietnia 2016
Ważne!
Witam Was!
Ten post jest dosyć krótki i informacyjny.
Wyjeżdżam na majówkę, a raptem napisaną mam jedną stronę kolejnego rozdziału.
Wracam prawdopodobnie we wtorek, a więc kiedy tylko będę mogła, opublikuję kolejne przygody Sherlocka i Alice. Hyhy, a powiem! Dużo się będzie działo w 5 rozdziale... Poznamy tajemniczego 'M', oraz jego okrutne zamiary względem Sherlocka, jak i ... samej Alice.
Czy Alice Baskerville, która straciła swą pamięć z dzieciństwa, spokrewniona jest z J.M?
O tym już niedługo!
Ten post jest dosyć krótki i informacyjny.
Wyjeżdżam na majówkę, a raptem napisaną mam jedną stronę kolejnego rozdziału.
Wracam prawdopodobnie we wtorek, a więc kiedy tylko będę mogła, opublikuję kolejne przygody Sherlocka i Alice. Hyhy, a powiem! Dużo się będzie działo w 5 rozdziale... Poznamy tajemniczego 'M', oraz jego okrutne zamiary względem Sherlocka, jak i ... samej Alice.
Czy Alice Baskerville, która straciła swą pamięć z dzieciństwa, spokrewniona jest z J.M?
O tym już niedługo!
wtorek, 19 kwietnia 2016
Rozdział IV - Przyjaciele?
Nastąpiła mała zmiana w wyglądzie bloga, a także wyglądzie samej Alice. :) Ale miejmy nadzieję, iż nie jest to żadnym problemem. :D Zapraszam do czytania!
_____________________________________
- To nie było prawdziwe. Alice, to nie było prawdziwe! Nie trwaj w żałobie po mojej śmierci, nie czyń tego, proszę Cię... Zapomnij o mnie, zapomnij raz na zawsze!
Alice z przeraźliwym krzykiem wybudziła się z objęć koszmaru, jaki ujrzała podczas snu. Jej delikatne dłonie drżały ze strachu, pobladła na twarzy, a źrenice jej powiększyły się niemal trzykrotnie. W okrutnym koszmarze ujrzała swoją zmarłą matkę, która błagała ze strachem w oczach, aby dziewczyna jak najprędzej o niej zapomniała... Pytanie - dlaczego?
- Co to miało być? - szepnęła oddychając nierówno. Dopiero tuż po chwili zauważyła, iż w owym pomieszczeniu nie jest sama.
Po pierwsze. Znajdowała się o dziwo w salonie detektywa doradczego. Chwila, przecież był ten wybuch...
Po drugie. Na przeciw niej siedzieli dwaj mężczyźni, sam Sherlock, zaś drugi osobnik był dla dziewczyny wielką niewiadomą. Z pewnością nie przypominał Watsona, którego spotkała wcześniej.
Holmes siedział wygodnie w czarnym fotelu, a tuż nieopodal niego siedział mężczyzna w granatowej marynarce, na oko 6-8 lat starszy od Sherlocka. W ręku trzymał czarny parasol. Oboje wpatrywali się bez słowa w stronę Alice, ta na nich.
- Mycroft, nie przyjmę Twojej oferty. Mam bowiem sporo spraw na głowie. - odrzekł spokojnym tonem detektyw, przerywając głuchą ciszę. Swą wypowiedź skierował do nieznajomego Alice mężczyzny.
Dziewczyna z zainteresowaniem wstała z miękkiego fotela, wpatrując się uważnie i na pierwszego, i na drugiego. Sherlock i ten obok. Wyglądali dosyć podobnie, coś wspólnego ich cechowało... Może i niekoniecznie wygląd, albowiem tu zdecydowanie się różnili. Jednakże mimika, ten samże ton głosu, obydwoje ukrywający swe emocje i uczucia, rysy twarzy...
- Jesteście jakoś spokrewnieni? - zapytała Alice wpatrując się to na detektywa, to na mężczyznę obok. Może i nie wypadało, ale zaryzykowała.
Sherlock niemalże w ciągu sekundy gwałtownie spojrzał w stronę nastolatki ze zdziwieniem, jednakże nie wydobywając z siebie ani sylaby. Za to tajemniczy osobnik przebywający w tymże pomieszczeniu podszedł powolnie do Alice i podając jej dłoń, przedstawił się.
- Mycroft Holmes. Starszy brat tego oto tutaj. - Mycroft wskazał parasolką na siedzącego w spokoju Sherlocka. Ten jedynie przewrócił skrycie oczami. - Wspaniała dedukcja, moja droga.
- Alice Baskerville. - odparła dziewczyna, spojrzawszy z zaciekawieniem na owego, starszego brata detektywa. Nie spuszczała wręcz z niego wzroku choćby na sekundę.
- Będę się już zbierał. Królowa czeka. - oznajmił Mycroft. - Sherlocku. Alice. Do rychłego zobaczenia. - rzekł i opuścił Baker Street.
Alice podeszła tuż do Sherlocka, a że ten siedział nie drgnąwszy nawet o milimetr wpatrzony w martwy, wyznaczony sobie punkt, westchnęła zajmując miejsce z powrotem na fotelu na przeciw mężczyzny.
- Widzisz? Potrafię dedukować, jak Ty. - powiedziała.
- Co...? - odparł niemrawie nadal będąc zamyślony, po chwili jednak powrócił na ziemię i zapytał. - Coś mówiłaś?
- Potrafię dedukować. - powtórzyła.
- Ciekawe. - szepnął Holmes i wstał z fotela chwytając za czarny futerał od skrzypiec.
Alice poirytowana ową sytuacją gwałtownie wstała i wyrwała instrument z rąk mężczyzny. Ten spojrzawszy się na nią zdezorientowany, zapytał :
- W czym problem?
- Naprawdę potrafię! Skoro nie wierzysz, to będziesz musiał słuchać przez kilka godzin mojego rzępolenia na skrzypcach. Twój wybór. - powiedziała, drażniąc się z nim. Delikatnie przejechała smyczkiem po instrumencie, na to Sherlock z kamiennym wyrazem twarzy zasiadł na fotelu i obserwując ją oczekiwał, aż zakończy swoje chaotyczne wyczyny. Nie. Po prostu na nią patrzył. Jak zwyczajny człowiek. Spoglądał na niewiarygodną i niesamowitą dziewczynę. A to mu się często w życiu nie przydarzało.
Alice po nieudanych i nieumiejętnych próbach gry westchnęła z dezaprobatą i odłożyła skrzypce na drewniane biurko. Spojrzała się zrezygnowana na mężczyznę, a ten widząc jej komiczny wyraz twarzy nagle zaczął śmiać się do rozpuku. O dziwo z serdecznością, a to nie był zbyt częsty widok.
- Hej! - wrzasnęła dziewczyna, ale tuż po chwili kąciki jej ust również uniosły się ku górze. - Śmiejesz się z mojej porażki? Zabawne!
Ten błogi i radosny czas przerwał wchodzący do pokoju Watson. Ze zdziwionym wyrazem twarzy popatrzył najpierw na Alice, później na Sherlocka.
- Y... Coś mnie ominęło, prawda? - zapytał zdezorientowany.
Holmes momentalnie przybrał zimny wyraz twarzy, ale wcale mu się to nie udało. Nadal był rozbawiony. Alice odchrząknęła jedynie, próbując wyrwać się z objęć śmiechu. Udała się do kuchni i nalała sobie do kubka nieco wody mineralnej. John zaś pokręcił z uśmiechem głową do siebie, po czym zasiadł tuż na przeciw przyjaciela, patrząc na niego bez słowa.
- John, Alice, idziemy. - powiedział detektyw tuż sekundę później, chwytając za swój ulubiony, czarny płaszcz.
- Co? - zdziwiła się dziewczyna. - Po co ja?
- Bo tak. Udowodnisz mi, iż potrafisz dedukować. - rzekł Holmes i opuścił momentalnie owe pomieszczenie.
Alice pytająco podeszła do Watsona, który ten posłusznie i spokojnie zakładał kurtkę.
- On zawsze taki jest? - zapytała.
- Tak. On zawsze taki jest.
_____________________________________
- To nie było prawdziwe. Alice, to nie było prawdziwe! Nie trwaj w żałobie po mojej śmierci, nie czyń tego, proszę Cię... Zapomnij o mnie, zapomnij raz na zawsze!
Alice z przeraźliwym krzykiem wybudziła się z objęć koszmaru, jaki ujrzała podczas snu. Jej delikatne dłonie drżały ze strachu, pobladła na twarzy, a źrenice jej powiększyły się niemal trzykrotnie. W okrutnym koszmarze ujrzała swoją zmarłą matkę, która błagała ze strachem w oczach, aby dziewczyna jak najprędzej o niej zapomniała... Pytanie - dlaczego?
- Co to miało być? - szepnęła oddychając nierówno. Dopiero tuż po chwili zauważyła, iż w owym pomieszczeniu nie jest sama.
Po pierwsze. Znajdowała się o dziwo w salonie detektywa doradczego. Chwila, przecież był ten wybuch...
Po drugie. Na przeciw niej siedzieli dwaj mężczyźni, sam Sherlock, zaś drugi osobnik był dla dziewczyny wielką niewiadomą. Z pewnością nie przypominał Watsona, którego spotkała wcześniej.
Holmes siedział wygodnie w czarnym fotelu, a tuż nieopodal niego siedział mężczyzna w granatowej marynarce, na oko 6-8 lat starszy od Sherlocka. W ręku trzymał czarny parasol. Oboje wpatrywali się bez słowa w stronę Alice, ta na nich.
- Mycroft, nie przyjmę Twojej oferty. Mam bowiem sporo spraw na głowie. - odrzekł spokojnym tonem detektyw, przerywając głuchą ciszę. Swą wypowiedź skierował do nieznajomego Alice mężczyzny.
Dziewczyna z zainteresowaniem wstała z miękkiego fotela, wpatrując się uważnie i na pierwszego, i na drugiego. Sherlock i ten obok. Wyglądali dosyć podobnie, coś wspólnego ich cechowało... Może i niekoniecznie wygląd, albowiem tu zdecydowanie się różnili. Jednakże mimika, ten samże ton głosu, obydwoje ukrywający swe emocje i uczucia, rysy twarzy...
- Jesteście jakoś spokrewnieni? - zapytała Alice wpatrując się to na detektywa, to na mężczyznę obok. Może i nie wypadało, ale zaryzykowała.
Sherlock niemalże w ciągu sekundy gwałtownie spojrzał w stronę nastolatki ze zdziwieniem, jednakże nie wydobywając z siebie ani sylaby. Za to tajemniczy osobnik przebywający w tymże pomieszczeniu podszedł powolnie do Alice i podając jej dłoń, przedstawił się.
- Mycroft Holmes. Starszy brat tego oto tutaj. - Mycroft wskazał parasolką na siedzącego w spokoju Sherlocka. Ten jedynie przewrócił skrycie oczami. - Wspaniała dedukcja, moja droga.
- Alice Baskerville. - odparła dziewczyna, spojrzawszy z zaciekawieniem na owego, starszego brata detektywa. Nie spuszczała wręcz z niego wzroku choćby na sekundę.
- Będę się już zbierał. Królowa czeka. - oznajmił Mycroft. - Sherlocku. Alice. Do rychłego zobaczenia. - rzekł i opuścił Baker Street.
Alice podeszła tuż do Sherlocka, a że ten siedział nie drgnąwszy nawet o milimetr wpatrzony w martwy, wyznaczony sobie punkt, westchnęła zajmując miejsce z powrotem na fotelu na przeciw mężczyzny.
- Widzisz? Potrafię dedukować, jak Ty. - powiedziała.
- Co...? - odparł niemrawie nadal będąc zamyślony, po chwili jednak powrócił na ziemię i zapytał. - Coś mówiłaś?
- Potrafię dedukować. - powtórzyła.
- Ciekawe. - szepnął Holmes i wstał z fotela chwytając za czarny futerał od skrzypiec.
Alice poirytowana ową sytuacją gwałtownie wstała i wyrwała instrument z rąk mężczyzny. Ten spojrzawszy się na nią zdezorientowany, zapytał :
- W czym problem?
- Naprawdę potrafię! Skoro nie wierzysz, to będziesz musiał słuchać przez kilka godzin mojego rzępolenia na skrzypcach. Twój wybór. - powiedziała, drażniąc się z nim. Delikatnie przejechała smyczkiem po instrumencie, na to Sherlock z kamiennym wyrazem twarzy zasiadł na fotelu i obserwując ją oczekiwał, aż zakończy swoje chaotyczne wyczyny. Nie. Po prostu na nią patrzył. Jak zwyczajny człowiek. Spoglądał na niewiarygodną i niesamowitą dziewczynę. A to mu się często w życiu nie przydarzało.
Alice po nieudanych i nieumiejętnych próbach gry westchnęła z dezaprobatą i odłożyła skrzypce na drewniane biurko. Spojrzała się zrezygnowana na mężczyznę, a ten widząc jej komiczny wyraz twarzy nagle zaczął śmiać się do rozpuku. O dziwo z serdecznością, a to nie był zbyt częsty widok.
- Hej! - wrzasnęła dziewczyna, ale tuż po chwili kąciki jej ust również uniosły się ku górze. - Śmiejesz się z mojej porażki? Zabawne!
Ten błogi i radosny czas przerwał wchodzący do pokoju Watson. Ze zdziwionym wyrazem twarzy popatrzył najpierw na Alice, później na Sherlocka.
- Y... Coś mnie ominęło, prawda? - zapytał zdezorientowany.
Holmes momentalnie przybrał zimny wyraz twarzy, ale wcale mu się to nie udało. Nadal był rozbawiony. Alice odchrząknęła jedynie, próbując wyrwać się z objęć śmiechu. Udała się do kuchni i nalała sobie do kubka nieco wody mineralnej. John zaś pokręcił z uśmiechem głową do siebie, po czym zasiadł tuż na przeciw przyjaciela, patrząc na niego bez słowa.
- John, Alice, idziemy. - powiedział detektyw tuż sekundę później, chwytając za swój ulubiony, czarny płaszcz.
- Co? - zdziwiła się dziewczyna. - Po co ja?
- Bo tak. Udowodnisz mi, iż potrafisz dedukować. - rzekł Holmes i opuścił momentalnie owe pomieszczenie.
Alice pytająco podeszła do Watsona, który ten posłusznie i spokojnie zakładał kurtkę.
- On zawsze taki jest? - zapytała.
- Tak. On zawsze taki jest.
wtorek, 12 kwietnia 2016
Rozdział III - Początek krwawej gry.
Wiem, sporo czasu nie było nowego rozdziału. Baardzo za to przepraszam, jednakże miałam sporo problemów jak i nauki, i zupełnie nie miałam czasu niczego napisać. Mam nadzieję, iż treścią tego rozdziału Wam odpłacę za ten długi czas przerwy i... bez bezsensownego pitolenia, zapraszam do przeczytania rozdziału! :)
________________________
Alice uchyliła ospale powieki wybudzając się z krótkotrwałego snu, zaś błogiego i regenerującego. Przetarła z niechęcią całą powierzchnię twarzy, mrużąc przy tym nieco oczy, bowiem raziły ją promienie wczesnego, letniego słońca. Dziewczyna chwyciła za szczotkę do włosów i przeczesała je dokładnie tak, że każde pasmo długich pukli mieniło się świeżością, po czym rozejrzała się po owym pomieszczeniu ze znakiem zapytania. Znajdowała się w pokoju, który wypożyczyła jej Pani Hudson kilka dni wcześniej, w dzień tragicznej śmierci Irene Baskerville. Ponadto, w głowie Alice pojawił się mętlik, kiedy to spojrzała się na swój ubiór. Nie była to pidżama, którą włożyła przed snem, zaś była to czarna suknia aż do samych kostek z ogromną, jedwabną kokardą na środku. Zastanawiając się uporczywie nad ową zagadką, Alice chwyciła za kubek z zieloną herbatą i upiła jej łyk. W pewnym momencie o mało co nie zachłysnęła się tymże napojem, przypominając sobie przeszłość.
- Przecież otrzymałam ten tajemniczy list. - pomyślała. - Udałam się z tym do tego detektywa, on zaczął coś robić... Ja zasnęłam na kanapie i teraz ... jestem tu?
Alice przetarła oczy ze zdziwienia, po czym popatrzyła z uwagą na złoty zegarek, który znajdował się na jej lewym nadgarstku. 7:05. Do tamtego Holmesa przyszła po 3:00.
- Nie, nie... Zamorduję człowieka, jak nic! - szepnęła do siebie i opuściła owy pokój udając się po schodach na górę.
Zapukała trzykrotnie w dębowe, ciemne drzwi, a że odpowiedziało jej jedynie milczenie, westchnęła i weszła do środka. Gabinet detektywa doradczego był dosyć spory i przytulny, jednakże panował w nim wielki nieład. W kuchni znajdowało się wiele zlewek, próbówek czy szalek, a także butelek pełnych kwasów i innych roztworów. Obok kuchni znajdował się duży pokój, gdzie stały dwa fotele, jeden czarny - obok okna, drugi zaś na przeciw niego - brązowy, niedaleko jadalni. Blisko siedzeń było drewniane biurko, kanapa oraz przedziwna ściana, która do połowy była rozstrzelana. Rozstrzelana? Pytanie - przez kogo?
Alice nie wiedząc co uczynić zasiadła na czarnym fotelu, opierając swe kolana o podbródek. Oczekując w ciszy i spokoju na to, aż detektyw wróci, dziewczyna przymknęła nieco powieki.
Po niespełna dziesięciu minutach usłyszała czyjeś kroki, acz nie jednej osoby, zaś dwóch. Jedna osoba rozmawiała z drugą. Pierwszym mężczyzną niewątpliwie był Sherlock, zaś głosu drugiego człowieka Alice nie potrafiła poznać. Drzwi otworzyły się, a Holmes wszedł majestatycznym krokiem do środka pomieszczenia oczywiście w ukochanym, czarnym płaszczu. Spoglądając kątem oka na Alice, zdjął szalik i odłożył go na biurko. Najwidoczniej wcale nie odczuwał zdziwienia z powodu jej wizyty. Za detektywem doradczym wszedł mężczyzna o krótkich, jasnych włosach, mniej więcej trzydziesto - kilkulatek. Ubrany był w szary, prosty sweter oraz długie, jasne spodnie. Ujrzawszy dziewczynę siedzącą bez słowa na fotelu pobladł, a następnie popatrzył to na Holmesa, to na nastolatkę, i tak na przemian. Sherlock zauważywszy to szepnął do niego podirytowany 'Lepiej nic nie mów', po czym stanął nad Alice i zapytał.
- W czym problem?
- Co wiadomo w mojej sprawie? - zapytała dziewczyna uważnie wpatrując się w detektywa.
- Sherlocku, kim ona jest? - zapytał zniecierpliwiony drugi mężczyzna, znajdujący się w pomieszczeniu.
- Ach. John, to Alice Baskerville. - powiedział z obojętnością Holmes. - Alice, to John Watson, mój przyjaciel i asystent. Powiadam Ci, iż możesz przy nim wszystko mówić, gdyż jest mi zupełnie lojalny... - Sherlock zasiadł na fotelu na przeciw dziewczyny. - ... z resztą, John i tak niezbyt wiele rozumie. - powiedział pod nosem.
Watson najwidoczniej udał, iż nie usłyszał tego co powiedział Holmes. Zaczerpnął jedynie głęboki zapas powietrza, spoglądając natarczywie w martwy punkt, jakby chciał uspokoić wszelkie panujące nim emocje.
- Może wyjdę. Na spacer. - powiedział i podszedł do drzwi.
- Pozdrów Sarę. - powiedział Sherlock nie drgnąwszy nawet o milimetr.
John popatrzył na niego jakby chciał już coś powiedzieć, jednakże najwidoczniej ugryzł się w język. Opuścił bez słowa Baker Street. Miał dosyć słuchania Pana Puenty.
________________________
Alice uchyliła ospale powieki wybudzając się z krótkotrwałego snu, zaś błogiego i regenerującego. Przetarła z niechęcią całą powierzchnię twarzy, mrużąc przy tym nieco oczy, bowiem raziły ją promienie wczesnego, letniego słońca. Dziewczyna chwyciła za szczotkę do włosów i przeczesała je dokładnie tak, że każde pasmo długich pukli mieniło się świeżością, po czym rozejrzała się po owym pomieszczeniu ze znakiem zapytania. Znajdowała się w pokoju, który wypożyczyła jej Pani Hudson kilka dni wcześniej, w dzień tragicznej śmierci Irene Baskerville. Ponadto, w głowie Alice pojawił się mętlik, kiedy to spojrzała się na swój ubiór. Nie była to pidżama, którą włożyła przed snem, zaś była to czarna suknia aż do samych kostek z ogromną, jedwabną kokardą na środku. Zastanawiając się uporczywie nad ową zagadką, Alice chwyciła za kubek z zieloną herbatą i upiła jej łyk. W pewnym momencie o mało co nie zachłysnęła się tymże napojem, przypominając sobie przeszłość.
- Przecież otrzymałam ten tajemniczy list. - pomyślała. - Udałam się z tym do tego detektywa, on zaczął coś robić... Ja zasnęłam na kanapie i teraz ... jestem tu?
Alice przetarła oczy ze zdziwienia, po czym popatrzyła z uwagą na złoty zegarek, który znajdował się na jej lewym nadgarstku. 7:05. Do tamtego Holmesa przyszła po 3:00.
- Nie, nie... Zamorduję człowieka, jak nic! - szepnęła do siebie i opuściła owy pokój udając się po schodach na górę.
Zapukała trzykrotnie w dębowe, ciemne drzwi, a że odpowiedziało jej jedynie milczenie, westchnęła i weszła do środka. Gabinet detektywa doradczego był dosyć spory i przytulny, jednakże panował w nim wielki nieład. W kuchni znajdowało się wiele zlewek, próbówek czy szalek, a także butelek pełnych kwasów i innych roztworów. Obok kuchni znajdował się duży pokój, gdzie stały dwa fotele, jeden czarny - obok okna, drugi zaś na przeciw niego - brązowy, niedaleko jadalni. Blisko siedzeń było drewniane biurko, kanapa oraz przedziwna ściana, która do połowy była rozstrzelana. Rozstrzelana? Pytanie - przez kogo?
Alice nie wiedząc co uczynić zasiadła na czarnym fotelu, opierając swe kolana o podbródek. Oczekując w ciszy i spokoju na to, aż detektyw wróci, dziewczyna przymknęła nieco powieki.
Po niespełna dziesięciu minutach usłyszała czyjeś kroki, acz nie jednej osoby, zaś dwóch. Jedna osoba rozmawiała z drugą. Pierwszym mężczyzną niewątpliwie był Sherlock, zaś głosu drugiego człowieka Alice nie potrafiła poznać. Drzwi otworzyły się, a Holmes wszedł majestatycznym krokiem do środka pomieszczenia oczywiście w ukochanym, czarnym płaszczu. Spoglądając kątem oka na Alice, zdjął szalik i odłożył go na biurko. Najwidoczniej wcale nie odczuwał zdziwienia z powodu jej wizyty. Za detektywem doradczym wszedł mężczyzna o krótkich, jasnych włosach, mniej więcej trzydziesto - kilkulatek. Ubrany był w szary, prosty sweter oraz długie, jasne spodnie. Ujrzawszy dziewczynę siedzącą bez słowa na fotelu pobladł, a następnie popatrzył to na Holmesa, to na nastolatkę, i tak na przemian. Sherlock zauważywszy to szepnął do niego podirytowany 'Lepiej nic nie mów', po czym stanął nad Alice i zapytał.
- W czym problem?
- Co wiadomo w mojej sprawie? - zapytała dziewczyna uważnie wpatrując się w detektywa.
- Sherlocku, kim ona jest? - zapytał zniecierpliwiony drugi mężczyzna, znajdujący się w pomieszczeniu.
- Ach. John, to Alice Baskerville. - powiedział z obojętnością Holmes. - Alice, to John Watson, mój przyjaciel i asystent. Powiadam Ci, iż możesz przy nim wszystko mówić, gdyż jest mi zupełnie lojalny... - Sherlock zasiadł na fotelu na przeciw dziewczyny. - ... z resztą, John i tak niezbyt wiele rozumie. - powiedział pod nosem.
Watson najwidoczniej udał, iż nie usłyszał tego co powiedział Holmes. Zaczerpnął jedynie głęboki zapas powietrza, spoglądając natarczywie w martwy punkt, jakby chciał uspokoić wszelkie panujące nim emocje.
- Może wyjdę. Na spacer. - powiedział i podszedł do drzwi.
- Pozdrów Sarę. - powiedział Sherlock nie drgnąwszy nawet o milimetr.
John popatrzył na niego jakby chciał już coś powiedzieć, jednakże najwidoczniej ugryzł się w język. Opuścił bez słowa Baker Street. Miał dosyć słuchania Pana Puenty.
***
- Zawsze ubierasz się w ten ciemny płaszcz? - zapytała Alice.
- Zazwyczaj. Mam ich wiele. - odrzekł Sherlock.
- Pytanie po co.
- Tak po prostu.
- Acha... - szepnęła Alice, po czym wstała w czarnego fotela rozprostowując wszystkie kości. Stanęła nad detektywem i powtórzyła pytanie. - Co wiadomo w mojej sprawie?
- Nie wiele. Odwiedziłem kostnicę w nocy, kiedy spałaś. O dziwo przyczyną śmierci Twojej matki wcale nie był postrzał. Ale oczywiście Scotland Yard patrzy, a nie obserwuje. Przyczyną śmierci było otrucie... Nie jestem w stanie powiedzieć jaką substancją. Nie potrafiłem jej wykryć. - powiedział.
Alice słuchała z uwagą mężczyzny, a przypominając sobie swoją matkę, nogi jej ugięły się jakby miały za chwilę odmówić jej posłuszeństwa. Zaczerpnęła głęboki oddech do swych płuc i spojrzała śmiało do przodu, powtarzając sobie w głowie, iż trzeba być w życiu silnym. Po chwili popatrzywszy na czarną suknię, w którą była ubrana, zaśmiała się cicho rozbawiona.
- Co? - zapytał zdezorientowany Holmes.
- Wiesz co? Ja Panie drogi, nie noszę czarnych ubrań. Następnym razem wybierz coś pogodniejszego. - powiedziała nadal się śmiejąc. Podeszła do drzwi i popatrzyła na detektywa.
Holmes wlepił swe źrenice tuż w dziewczynę, obserwując ją bez słowa. Zdziwił się, iż ta bez najmniejszego kłopotu odgadła tą 'zagadkę', którą jej zostawił. Może ta nastolatka była dosyć niegłupia?
Tą sielankową ciszę przerwał wybuch, który nastąpił na całej ulicy Baker Street. Alice, tak jak i Sherlock opadli nieprzytomni na drewniane podłoże.
niedziela, 27 marca 2016
Wesołego Alleluja, sprawy organizacyjne i kiedy nowy post.
Witam serdecznie!
W tym poście pragnę złożyć Wam, moim czytelnikom, przyjaciołom, oraz pozostałym dużo radości, miłości, świąt rodzinnych i bezproblemowych. I przede wszystkim chcę Wam życzyć sporo cierpliwości co do oczekiwania na nowy rozdział. Powinnam opublikować go już jutro, jednak jestem dopiero w połowie. Dodatkowo jestem poza domem i wracam dopiero jutro wieczorem. Jeżeli uda mi się dokończyć rozdział dzisiaj, jutro opublikuję go jeśli tylko starczy mi czasu i siły po dwugodzinnej podróży. Życzcie mi, abym wysiliła swe szare komóreczki i wzięła się do roboty!
Wesołego Alleluja!
Marysia.
W tym poście pragnę złożyć Wam, moim czytelnikom, przyjaciołom, oraz pozostałym dużo radości, miłości, świąt rodzinnych i bezproblemowych. I przede wszystkim chcę Wam życzyć sporo cierpliwości co do oczekiwania na nowy rozdział. Powinnam opublikować go już jutro, jednak jestem dopiero w połowie. Dodatkowo jestem poza domem i wracam dopiero jutro wieczorem. Jeżeli uda mi się dokończyć rozdział dzisiaj, jutro opublikuję go jeśli tylko starczy mi czasu i siły po dwugodzinnej podróży. Życzcie mi, abym wysiliła swe szare komóreczki i wzięła się do roboty!
Wesołego Alleluja!
Marysia.
poniedziałek, 21 marca 2016
Rozdział II - 'Skryte emocje'.
- Wiodłam spokojne życie, z dala od problemów czy trosk. - rozpoczęła swą wypowiedź Alice, siadając wygodnie w ciemnobrązowym fotelu, tuż na przeciw Sherlocka Holmesa. - Swojego ojca nie potrafię sobie przypomnieć, tak naprawdę...
- Dobrze, przejdźmy do rzeczy. - przerwał jej Holmes, wyraźnie zniecierpliwiony. - Nie interesują mnie takie błahostki.
Dziewczyna popatrzyła uważnie na mężczyznę, marszcząc przy tym czoło ze złością, poirytowaniem.
- A kim Ty w ogóle jesteś, hm? Po co przyszłam tu prośbą o pomoc, skoro nie interesuje Cię moja historia? Nic mnie tu siłą nie trzyma. - szepnęła z obojętnością na twarzy.
- Zwę się Sherlock Holmes. Ach, pamiętaj proszę odważna damo, aby zwracać się do takich osób jak ja z nieco większym szacunkiem. Jestem jedynym na świecie detektywem doradczym. - powiedział powoli mężczyzna, bez żadnych emocji.
- 'Detektyw doradczy'? - powtórzyła z zadziwieniem dziewczyna.
- Sam wymyśliłem te zajęcie. Dlatego nie ma drugiej takiej osoby na świecie, jaką jestem ja. Kiedy policja sobie nie radzi, czyli zawsze, wzywają mnie. Są ślepi... na tak istotne rzeczy. Dlatego właśnie mnie potrzebują. Ludzie to otwarte księgi, ale trzeba umieć z nich czytać.
Dziewczyna popatrzyła z uwagą na owego detektywa. Prawda, wyglądał na człowieka dosyć inteligentnego, tyle, że coś... nie dało Alice spokoju. Czemuż Sherlock Holmes wyglądał na mężczyznę skrytego w sobie, nie ujawniającego swych odczuć? Skryte emocje?
- Rzeczywiście... - szepnęła. - Ludzie to otwarte księgi.
Holmes zmarszczył podejrzliwie brwi, spoglądając na dziewczynę pytająco. Po chwili jednak domyślił się jakie były intencje tejże nastolatki i popatrzył w ciemne podłoże, biorąc głęboki oddech.
- Może wrócimy do Twojej opowieści, Panno Baskerville.
No proszę! Nagle zainteresował się jej historią.
- A więc... - zaczęła Alice. - Nie pamiętam niczego sprzed... ja wiem? 7 roku życia? To z pewnością nie należy do normalnych zachowań. Mama starała się jak tylko mogła, jednak moja pamięć nie wraca. A teraz. Została... mama... została postrzelona. - głos dziewczyny zaczął się łamać. Wbiła wzrok w ziemię. - Nie przeżyła tego.
- Co powiedziała policja? - Sherlock wyciągnął się wygodnie w fotelu.
- Po prostu... zamknęli dochodzenie. Twierdzą, iż nie ma szans, aby odnaleźć zabójcę. Egoiści. Ale ja chcę dowiedzieć się... Kto tego dokonał. Nie dla zemsty. Co ja jedna potrafię zrobić? Po prostu chcę... - dziewczyna popatrzyła na Holmesa, starając się nie ulec łzom. Lekko się uśmiechnęła z życzliwością, nie przerywając wypowiedzi. - A me zaginione wspomnienia? To pewnie zupełnie odrębna sprawa, ale mimo to, ważna dla mnie. Błagam, pomó... Niech Pan mi pomoże, Panie Holmes.
Sherlock Holmes wstał powoli z komfortowego fotela i podszedł do okna, oglądając w ciszy i skupieniu serce Anglii, Londyn. Kilka czarnych taksówek właśnie przejechało przez ulicę Baker Street udając się tuż w stronę Oxford. Alice również podeszła do detektywa, zastanawiając się, o czym główkuje.
- Myślę. - odparł krótko, nadal wpatrując się w tętniące miasto. Po chwili zapytał. - Panno Baskerville, zatrzymasz się tymczasowo u Pani Hudson, niech zgadnę?
- Jak Pan to...? - źrenice się jej powiększyły. - Z resztą oczywiste. Proszę mi wybaczyć, jednakże powieki mi się przymykają. Dobrej nocy. - Alice opuściła owy pokój, udając się do Pani Hudson.
- Och, witaj, John. Jak tam romantyczny wieczór z Twoją partnerką, Sarą? - Sherlock odpowiedział nie odrywając wzroku wielkiej, grubej księgi. Sherlock jak zwykle, niczym Pan Puenta.
- Jak...ty...to? Z resztą nieważne. - szepnął John Watson i usiadł wygodnie obok detektywa doradczego, pytając się, czy doszła jakaś nowa, interesująca sprawa.
- Alice Baskerville. - odparł krótko Holmes i przymknął oczy, próbując w spokoju i skupieniu pomyśleć. Nie słuchając już w zupełności słów przyjaciela, chwycił za czarny, niewielki futerał. Sherlock wyjął z niego drewniane, lśniące skrzypce i zaczął grać na owym instrumencie, odizolowując się zupełnie od reszty świata.
Alice pobladła na twarzy, źrenice jej maksymalnie się powiększyły. Odgarnęła kasztanowe, długie kosmyki włosów, które opadały jej dobrowolnie na lico i powoli zasiadła na posłaniu, z bezradnością i bezsilnością. Przeczucie mówiło jej, iż nie powinna pozostać w tym pokoju ani chwili dłużej, jeżeli pragnęła chwilę nacieszyć się życiem. Opuściła zatem te oto pomieszczenie, z tajemniczym listem w ręku. Udała się tuż do kuchni, w której parę godzin temu Pani Hudson podała jej ciepłą herbatę. Kobieta spała niczym zabita, a więc nie było mowy aby poprosić ją o jakąkolwiek pomoc. Nastolatka zaczerpnęła głęboki zapas tlenu do swych płuc, nie mając pojęcia, cóż uczynić. Wtem usłyszała przepiękną grę na skrzypcach. Pochodziła z górnego piętra... Czyżby to Sherlock Holmes? Już przed snem słyszała jakąś melodię, ale teraz połączyła ze sobą wszystkie fakty. Podczas rozmowy z detektywem ujrzała czarny futerał w rogu pokoju, kiedyś bowiem również grała na tymże instrumencie.
Spojrzała kątem oka na zegarek, który spoczywał na jej lewym nadgarstku. 3:03. To naprawdę dziwne, iż tamtej człowiek jeszcze nie spał. Bez pomysłu, udała się powoli po schodach na górę, zatrzymując się tuż przed dębowymi drzwiami do gabinetu Holmesa. Alice zapukała trzykrotnie, oczekując na jakikolwiek odzew. Jako, iż muzyka ucichła, a mężczyzna rzucił krótkie 'Wejść', Alice przekroczyła wejście do pokoju, wchodząc do środka. Sherlock Holmes stał przy oknie, tak jak wcześniej, tyle, że z drewnianym instrumentem w rękach. Jedynie mała lampka paliła się przy biurku, oraz ognień tlił się delikatnie w kominku, ogrzewając tak nieco owe pomieszczenie.
- Boże drogi, wybiła właśnie 3:00. - powiedział. - Mam nadzieję, że to coś naprawdę istotnego.
Alice bez słowa podeszła do mężczyzny i wręczyła mu do dłoni tajemniczy liścik, który otrzymała kilka chwil temu. Jej twarz jeszcze bardziej pobladła.
- Z...Znalazłam to tuż obok łóżka, gdy się obudziłam. - szepnęła. - Był w kopercie. Sprawdziłam, na szczęście nie była to bomba. Otworzyłam, i w środku ujrzałam tenże oto list.
Holmes przyjrzał się uważnie owemu skrawkowi papieru, uważnie biorąc go pod światło.
- 'M'? - szepnął do siebie.
- Dobrze, przejdźmy do rzeczy. - przerwał jej Holmes, wyraźnie zniecierpliwiony. - Nie interesują mnie takie błahostki.
Dziewczyna popatrzyła uważnie na mężczyznę, marszcząc przy tym czoło ze złością, poirytowaniem.
- A kim Ty w ogóle jesteś, hm? Po co przyszłam tu prośbą o pomoc, skoro nie interesuje Cię moja historia? Nic mnie tu siłą nie trzyma. - szepnęła z obojętnością na twarzy.
- Zwę się Sherlock Holmes. Ach, pamiętaj proszę odważna damo, aby zwracać się do takich osób jak ja z nieco większym szacunkiem. Jestem jedynym na świecie detektywem doradczym. - powiedział powoli mężczyzna, bez żadnych emocji.
- 'Detektyw doradczy'? - powtórzyła z zadziwieniem dziewczyna.
- Sam wymyśliłem te zajęcie. Dlatego nie ma drugiej takiej osoby na świecie, jaką jestem ja. Kiedy policja sobie nie radzi, czyli zawsze, wzywają mnie. Są ślepi... na tak istotne rzeczy. Dlatego właśnie mnie potrzebują. Ludzie to otwarte księgi, ale trzeba umieć z nich czytać.
Dziewczyna popatrzyła z uwagą na owego detektywa. Prawda, wyglądał na człowieka dosyć inteligentnego, tyle, że coś... nie dało Alice spokoju. Czemuż Sherlock Holmes wyglądał na mężczyznę skrytego w sobie, nie ujawniającego swych odczuć? Skryte emocje?
- Rzeczywiście... - szepnęła. - Ludzie to otwarte księgi.
Holmes zmarszczył podejrzliwie brwi, spoglądając na dziewczynę pytająco. Po chwili jednak domyślił się jakie były intencje tejże nastolatki i popatrzył w ciemne podłoże, biorąc głęboki oddech.
- Może wrócimy do Twojej opowieści, Panno Baskerville.
No proszę! Nagle zainteresował się jej historią.
- A więc... - zaczęła Alice. - Nie pamiętam niczego sprzed... ja wiem? 7 roku życia? To z pewnością nie należy do normalnych zachowań. Mama starała się jak tylko mogła, jednak moja pamięć nie wraca. A teraz. Została... mama... została postrzelona. - głos dziewczyny zaczął się łamać. Wbiła wzrok w ziemię. - Nie przeżyła tego.
- Co powiedziała policja? - Sherlock wyciągnął się wygodnie w fotelu.
- Po prostu... zamknęli dochodzenie. Twierdzą, iż nie ma szans, aby odnaleźć zabójcę. Egoiści. Ale ja chcę dowiedzieć się... Kto tego dokonał. Nie dla zemsty. Co ja jedna potrafię zrobić? Po prostu chcę... - dziewczyna popatrzyła na Holmesa, starając się nie ulec łzom. Lekko się uśmiechnęła z życzliwością, nie przerywając wypowiedzi. - A me zaginione wspomnienia? To pewnie zupełnie odrębna sprawa, ale mimo to, ważna dla mnie. Błagam, pomó... Niech Pan mi pomoże, Panie Holmes.
Sherlock Holmes wstał powoli z komfortowego fotela i podszedł do okna, oglądając w ciszy i skupieniu serce Anglii, Londyn. Kilka czarnych taksówek właśnie przejechało przez ulicę Baker Street udając się tuż w stronę Oxford. Alice również podeszła do detektywa, zastanawiając się, o czym główkuje.
- Myślę. - odparł krótko, nadal wpatrując się w tętniące miasto. Po chwili zapytał. - Panno Baskerville, zatrzymasz się tymczasowo u Pani Hudson, niech zgadnę?
- Jak Pan to...? - źrenice się jej powiększyły. - Z resztą oczywiste. Proszę mi wybaczyć, jednakże powieki mi się przymykają. Dobrej nocy. - Alice opuściła owy pokój, udając się do Pani Hudson.
***
- Sherlocku? - do pokoju wszedł dorosły mężczyzna, o krótkich, blond włosach, ubrany w szary sweter. - Wybacz, że wracam tak późno. Dużo pracy w szpitalu...- Och, witaj, John. Jak tam romantyczny wieczór z Twoją partnerką, Sarą? - Sherlock odpowiedział nie odrywając wzroku wielkiej, grubej księgi. Sherlock jak zwykle, niczym Pan Puenta.
- Jak...ty...to? Z resztą nieważne. - szepnął John Watson i usiadł wygodnie obok detektywa doradczego, pytając się, czy doszła jakaś nowa, interesująca sprawa.
- Alice Baskerville. - odparł krótko Holmes i przymknął oczy, próbując w spokoju i skupieniu pomyśleć. Nie słuchając już w zupełności słów przyjaciela, chwycił za czarny, niewielki futerał. Sherlock wyjął z niego drewniane, lśniące skrzypce i zaczął grać na owym instrumencie, odizolowując się zupełnie od reszty świata.
***
Alice obudziła się w środku nocy, wyrywając się z przerażającego koszmaru sennego. Przetarła swój zimny i mokry od łez policzek i schowała twarz w dłoniach, pod wpływem lęku, jak i rozpaczy. Brakowało jej ukochanej matki. Matki, której mogła wyżalić się ze wszelkich trosk. 16-letnia dziewczyna nie była w stanie poradzić sobie z tą koszmarną żałobą. Dziewczyna nie potrafiąc dłużej już wytrzymać w tej mrożącej krew w żyłach ciemności, zapaliła lampkę przy łóżku. Dokładnie wtedy, tuż obok posłania dostrzegła niewielką, białą kopertę. Jako, iż Alice zazwyczaj zachowywała wszelką ostrożność, wpierw obeszła z uwagą i dokładnością cały owy pokój. Założyła na ramiona beżowy, cieplutki sweter i ubrała miłe w dotyku kapcie. Nachyliła się powoli nad tajemniczą kopertą i otworzyła ją. Zawartością okazał się malutki liścik, napisany drukowanymi literami.
Alice obudziła się w środku nocy, wyrywając się z przerażającego koszmaru sennego. Przetarła swój zimny i mokry od łez policzek i schowała twarz w dłoniach, pod wpływem lęku, jak i rozpaczy. Brakowało jej ukochanej matki. Matki, której mogła wyżalić się ze wszelkich trosk. 16-letnia dziewczyna nie była w stanie poradzić sobie z tą koszmarną żałobą. Dziewczyna nie potrafiąc dłużej już wytrzymać w tej mrożącej krew w żyłach ciemności, zapaliła lampkę przy łóżku. Dokładnie wtedy, tuż obok posłania dostrzegła niewielką, białą kopertę. Jako, iż Alice zazwyczaj zachowywała wszelką ostrożność, wpierw obeszła z uwagą i dokładnością cały owy pokój. Założyła na ramiona beżowy, cieplutki sweter i ubrała miłe w dotyku kapcie. Nachyliła się powoli nad tajemniczą kopertą i otworzyła ją. Zawartością okazał się malutki liścik, napisany drukowanymi literami.
'JUŻ NIEDŁUGO, UMRZESZ JAK TWOJA MAMUSIA. M'
Alice pobladła na twarzy, źrenice jej maksymalnie się powiększyły. Odgarnęła kasztanowe, długie kosmyki włosów, które opadały jej dobrowolnie na lico i powoli zasiadła na posłaniu, z bezradnością i bezsilnością. Przeczucie mówiło jej, iż nie powinna pozostać w tym pokoju ani chwili dłużej, jeżeli pragnęła chwilę nacieszyć się życiem. Opuściła zatem te oto pomieszczenie, z tajemniczym listem w ręku. Udała się tuż do kuchni, w której parę godzin temu Pani Hudson podała jej ciepłą herbatę. Kobieta spała niczym zabita, a więc nie było mowy aby poprosić ją o jakąkolwiek pomoc. Nastolatka zaczerpnęła głęboki zapas tlenu do swych płuc, nie mając pojęcia, cóż uczynić. Wtem usłyszała przepiękną grę na skrzypcach. Pochodziła z górnego piętra... Czyżby to Sherlock Holmes? Już przed snem słyszała jakąś melodię, ale teraz połączyła ze sobą wszystkie fakty. Podczas rozmowy z detektywem ujrzała czarny futerał w rogu pokoju, kiedyś bowiem również grała na tymże instrumencie.
Spojrzała kątem oka na zegarek, który spoczywał na jej lewym nadgarstku. 3:03. To naprawdę dziwne, iż tamtej człowiek jeszcze nie spał. Bez pomysłu, udała się powoli po schodach na górę, zatrzymując się tuż przed dębowymi drzwiami do gabinetu Holmesa. Alice zapukała trzykrotnie, oczekując na jakikolwiek odzew. Jako, iż muzyka ucichła, a mężczyzna rzucił krótkie 'Wejść', Alice przekroczyła wejście do pokoju, wchodząc do środka. Sherlock Holmes stał przy oknie, tak jak wcześniej, tyle, że z drewnianym instrumentem w rękach. Jedynie mała lampka paliła się przy biurku, oraz ognień tlił się delikatnie w kominku, ogrzewając tak nieco owe pomieszczenie.
- Boże drogi, wybiła właśnie 3:00. - powiedział. - Mam nadzieję, że to coś naprawdę istotnego.
Alice bez słowa podeszła do mężczyzny i wręczyła mu do dłoni tajemniczy liścik, który otrzymała kilka chwil temu. Jej twarz jeszcze bardziej pobladła.
- Z...Znalazłam to tuż obok łóżka, gdy się obudziłam. - szepnęła. - Był w kopercie. Sprawdziłam, na szczęście nie była to bomba. Otworzyłam, i w środku ujrzałam tenże oto list.
Holmes przyjrzał się uważnie owemu skrawkowi papieru, uważnie biorąc go pod światło.
- 'M'? - szepnął do siebie.
wtorek, 15 marca 2016
Rozdział I - ‘Jesteś Alice?’.
Alice
Baskerville była 16-letnią dziewczyną o bladej twarzyczce i podłużnych,
kasztanowych puklach włosów. Źrenice jej nieustannie błyszczały niczym radosne
iskierki, komponując się wręcz idealnie z rubinowym kolorem tęczówek. Dziewczyna
ta wyglądała na okaz radości i szczęścia. Tak też bowiem, było. Rodzicielka
Alice bardzo ją kochała i troskliwie się nią zajmowała.
- Alice!
Wychodzę do pracy. - Irene Baskerville, matka dziewczyny uśmiechnęła się w stronę
córki. Cmoknęła ją w policzek na pożegnanie i oznajmiła, iż wróci po południu.
Nastolatka
zerknęła kątem oka na zegarek, który znajdował się na jej lewym nadgarstku. 7:04.
Dopiero tak wcześnie... Pomimo tego, iż był weekend, Alice z pewnością
pragnęła pójść do szkoły, a nie marnować zbytecznie czas w domu. Dziewczyna
usadowiła się wygodnie w ciemnym, komfortowym fotelu i dobrowolnie przymknęła
swe powieki, nieświadomie wpadając w objęcia Morfeusza. [...]
Alice powoli
i flegmatycznie otworzyła oczy. Ktoś natarczywie pukał do drwi, przez co
nastolatka wybudziła się z jakże błogiego snu. Dziewczyna ospale przetarła
powieki, pragnąc ponownie zasnąć, jednakże nieznajomy osobnik nie ustępował.
Alice gwałtownie zerwała się fotelu, albowiem owa sytuacja niezwykle ją
poirytowała. Kątekm oka spojrzała na swój zegarek, a widząc bieżącą godzinę, o
mało co nie dostała zawału serca. 17:05. Nie do wiary! Jakże można przespać
cały dzień? Takie rzeczy chyba dzieją się tylko w fantastycznych powieściach i
filmach... 16-latka zaczerpnęła głęboki zapas powietrza do płuc i otworzyła
powoli drzwi, pragnąc aby nieznajomy człowiek zakończył natarczywe pukanie.
Ujrzała przed sobą dwóch mężczyzn w średnim wieku, ubranych w policyjne
mundury. Nastolatka spojrzała na nich pytająco, chcąc wreszcie dowiedzieć się
skąd ta afera.
- Panna
Alice Baskerville? - odezwał się po chwili jeden z policjantów, tonem niezwykle
ponurym.
- Owszem, we
własnej osobie. - Alice kiwnęła oznajmująco głową. - W czym mogę pomóc?
- Będzie lepiej...
jeżeli pójdzie Pani z nami. Wszystko wyjaśnimy na miejscu. - odezwał się drugi
męzczyzna, spoglądając o dziwo wprost na Alice takim wzrokiem, jakby pragnął
złożyć jej z niewiadomego powodu kondolencje.
- Dobrze... -
szepnęła nastolatka i włożyła na siebie zieloną, cieplutką kurtkę. Zamknęła
drzwi od mieszkania po czym wsiadła posłusznie do radiowozu, spoglądając w
milczeniu na widok za oknem. Londyn. Przepiękna metropolia. Dziewczyna
uwielbiała to miejsce, wręcz uzależniona była od angielskiego powietrza, to
było niczym jej część serca.
Po 10
minutach milczącej jazdy, policjanci zaparkowali tuż przed dobrze znanym jej miejscem. Scotland Yard. W głowie Alice roiło się multum pytań, dlaczegóż to
została tu zawieziona. W szkole radziła sobie znakomicie, trzymała się z dala
od wszelkich używek, bądź podejrzanych osób. Dziewczyna wyszła z samochodu i
posłusznie udała się tuż za policjantami, który w milczeniu wprowadzili ją do
środka budynku. Alice weszła ostatecznie do jakiegoś pokoju, wyglądało na
czyjeś biuro, kogoś dosyć wysokiego z rangi. Ujrzała siedzącego na fotelu
mężczyznę w średnim wieku. Blado się do niej uśmiechnął.
- A więc to
ty jesteś Alice Baskerville. - wskazał dziewczynie miejsce na przeciw niego. - Siadaj.
Nazywam się Greg Lestrade, jestem inspektorem policji. Zapewne zadajesz sobie
pytania, dlaczego zostałaś tutaj przywieziona. Moje kondolencje... Pani matka,
Irene Baskerville... Została znaleziona kilka godzin temu zamordowana.
Alice
spojrzała się wprost na policjanta, lico jej znacznie pobladło, a źrenice
rozszerzyły się od razu, ukazując przerażenie, jak i cierpienie. Wargi
dziewczyny uchyliły się deliktanie, ale nie wypowiedziały ani jednej frazy.
Zimna łza spłynęła po porcelanowym policzku nastolatki, pozostawiając po sobie
mokry ślad na skraju zielonej kurtki.
- K...
Kto... To zrobił? - zapytała nieco zachrypniętym głosem Alice.
- Bardzo mi
przykro, ale śledztwo nie ukazuje niczego, co mogłoby nas naprowadzić do
zabójcy... Sprawę musimy zamknąć, gdyż nic nie przyniosło rezultatu...
-
Słucham...? - Alice aż wstała ze zszokowania. - Po Londynie grasuje teraz sobie
morderca mojej rodzicielki, a Pan chce zamykać śledztwo?! To jakaś paranoja, a
nie Scotland Yard!
- Panno
Baskerville... Rozumiem w pełni Twój ból, ale proszę, abyś opanowała swe
emocje. Mogę podać Ci coś na uspokojenie...- Lestrade odpowiedział.
- Pewnie,
nafaszerujcie mnie jeszcze tabletkami! Scotland Yard to po prostu jakaś
pomyłka, a nie policja. Żegnam! - krzyknęła Alice i podeszła do drzwi
wyjściowych, z zamiarem opuszczenia sali.
- Proszę
zaczekać! - inspektor podbiegł do dziewczyny. – My nie jesteśmy w stanie pomóc,
ale myślę, że istnieje osoba, która podoła temu zadaniu. Proszę odwiedzić Baker
Street 221 B. Pana Sherlocka Holmesa. [...]
Alice
Baskerville opuściła budynek Scotland Yardu, cała zmęczona i spłakana. Straciła
jedyną osobę, która istniała w jej życiu, a dodatkowo policja wcale się tym nie
przejęła i pozwala bezkarnie grasować jakiemuś mordercy po Londynie. To smutne
i niesamowicie przytłaczające. Ale czy posłuchać rady tamtego inspektora? Udać
się na Baker Street? Pytanie - po co? Kim jest Sherlock Holmes?
Dziewczyna
wsiadła do czarnej taksówki, typowo Brytyjskiej i pojechała wprost na ową
ulicę. Zapłaciła kilka funtów kierowcy, a następnie z grobową miną stanęła pod
dębowymi drzwiami z napisem ‘221 B’. Wzięła głęboki oddech i zadzwoniła do
drzwi. Dochodziła już 21.00 i przez chwilę nastolatka wahała się, czy aby to na
pewno jest dobry czas na wizytę. Ale nie była w stanie dłużej czekać. Po chwili drzwi
uchyliły się i Alice ujrzała staruszkę w średnim wieku, uśmiechnięta
najwidoczniej na widok dziewczyny. Chwila. Alice skądś kojarzyła tą twarz...
- Pani
Hudson...? - zapytała cichym, nieśmiałym głosem, jednakże w głębi serca radosnym.
Ta kobieta przyjaźniła się z jej zmarłą mamą, Irene. P. Hudson objęła czule
Alice z szerokim, serdecznym uśmiechem. [...]
-
Najwidoczniej nie masz o tym pojęcia... Mama... Nie żyje. - szepnęła
nastolatka, siadając na krześle. P. Hudson właśnie podawała jej herbatę, a na
wskutek usłyszanych wiadomości wypuściła ją z rąk. Filiżanka potłukła się na
drobne kawałeczki, drobne niczym popiół. Alice widząc to, zamknęła oczy i
uroniła kolejną łzę.
- Alice...
Dziecko drogie, nie płacz... Możesz na jakiś czas zostać tutaj, dopóki nie
ochłoniesz.
- P. Hudson,
bardzo dziękuję... - szepnęła Baskerville.
Wtem do
kuchni wszedł jakiś mężczyzna, mniej więcej 30-paro latek. Był niesamowicie
blady, o czarnych, gęstych, nieco kręconych włosach. Założony miał na sobie
charakterytyczny czarny płaszcz i granatowy szalik. Wbił wzrok uważnie wpierw
na zapłakaną Alice, potem na P. Hudson.
- Pani
Hudson, nie wiesz gdzie wyszedł John? - zapytał owy mężczyzna, mimo wszystko
nie odrywając wzroku od zapłakanej nastolatki. Zmierzył ją dokładnie wzrokiem.
- Sherlocku,
nie mam pojęcia... A właśnie. Poznajcie się. Alice, to Sherlock Holmes.
Sherlocku, to Alice Baskerville. - uśmiechnęła się pogodnie starsza kobieta.
Usłyszawszy
imię ‘Sherlock’, dziewczyna zeskoczyła z dębowego krzesła i podeszła powoli do
mężczyzny. Ten jednak bez ani jednego słowa dalej na nią patrzył.
- Panie
Holmes, błagam, proszę mi pomóc. Tylko Pan może mi pomóc... - Alice Baskerville
popatrzyła błagalnie na owego mężczyznę.
Sherlock
Holmes przez chwilę jeszcze wpatrywał się w tą dziewczynę, po czym lekko uśmiechnął się pod nosem. Klient.
Subskrybuj:
Posty (Atom)